Makowiec mógłby być moim ulubionym ciastem. Mógłby, ale nie jest, ponieważ zbyt często trafiam na nudne makowce. Co do makowca, tutaj jestem wyjątkowo wybredna ( jakbym nie była w przypadku innych ciast! ). Musi mieć mało ciasta i bardzo dużo maku, ciasto musi być krucho delikatne, a mak dobrze doprawiony i wilgotny. Potrafię po wyglądzie ocenić, czy makowiec jest wart wypróbowania. A ponieważ jestem taka trudna w kwestii tego wypieku, nie pozostaje nić innego niż zakasać rękawy i zabrać się do roboty.
Mam pełne zaufanie do przepisów Liski Mórawskiej, a więc, w poszukiwaniu dobrej receptury, sięgnęłam do jej bloga. I co widzę? Liska wsparła się przepisem Małgorzaty Musierowicz, autorki znanych młodzieży i nie tylko książek. Makowiec wyszedł przepyszny, dokładnie taki, jak lubię, chociaż przepis byłam zmuszona zmodyfikować; nie wystarczyła podana w nim ilość mąki, nawet ta poprawiona przez Liskę.
Finalnie wyszedł taki makowiec jaki lubię najbardziej.
Składniki:
mak:
500g maku
4-5 łyżek płynnego miodu
100 - 150g cukru ( do smaku, można więcej można mniej, w zależności od preferencji )
2-3 łyżki masła
rodzynki ( ja pominęłam, nie lubię rodzynek w ciastach )
skórka pomarańczowa, pokrojona na drobne kawałki
posiekane orzechy włoskie
posiekane migdały
3-4 łyżki konfitury wiśniowej
1 jajko
1 łyżeczka esencji migdałowej
2 łyżki brandy
ciasto:
rozczyn:
1 kubek letniego mleka
30g świeżych drożdży
1 łyżeczka cukru
1 łyżka mąki
ciasto:
450g mąki pszennej ( to podaje Liska, ja użyłam co najmniej 600g )
80g masła, roztopionego i ostudzonego
3 jajka
85g cukru
szczypta soli
lukier:
1 kubek cukru pudru
2 -3 łyżki brandy
1 łyżka soku z cytryny
Jak zrobiłam:
Mak:
* Mak zalewa się wodą i zostawia na całą noc. Odsącza się na sicie wyłożonym dość grubym ręcznikiem papierowym. Przekręca się przez maszynkę; jeżeli lubicie chrupiący pod zębami to wystarczy raz, jeżeli kremowy, to dwu albo nawet trzykrotnie.
Dodałam płynny miód, potem cukier, bakalie, orzechy, esencję migdałową, brandy, a na końcu jajko. Wymieszałam dokładnie.
* Ja użyłam maku kupnego, mielonego, bo nie lubię przekręcania maku. Mak gotowałam w mleku, zgodnie z instrukcją podaną na opakowaniu. Dalej postępowałam jak wyżej.
Ciasto:
Wymieszałam składniki na rozczyn, ostawiłam na kilka minut w ciepłe miejsce, aż zaczął pracować.
Ciasto na makowce powinno być luźne. Wystarczy je ubijać łyżką drewnianą czyli kopystką. Ilość mąki podana przez Liskę wystarczyła mi jednak na ciasto prawie płynne, dlatego dosypywałam i dosypywałam, aż ciasto było nadal luźne, ale nie płynne.
Wsypałam do dużej miski mąkę ze szczyptą soli. Po środku zrobiłam dołek, wlałam tam przestudzone masło, potem wsypałam cukier, lekko wymieszałam kopystką. Wlałam rozczyn, zamieszałam, potem po jednym jajku, wyrabiałam ciągle kopystką, aż składniki się połączyły. Wyrabiałam drewnianą łyżką, dosypując trochę mąki, żeby nie było lejące, ale jeszcze luźne. Na końcu było gładkie i elastyczne. Kiedy odchodziło od łyżki, odstawiłam w przykrytej folią misce w ciepłe miejsce na godzinę, podwoiło objętość.
Podzieliłam na dwie części. Każdą rozwałkowałam na cieniutki prostokątny placek. Nałożyłam masę makową od brzegu do brzegu. Zawinęłam ciasto w rulon, zakleiłam końce rulonu. Każdy wałek zawinęłam bardzo luźno, bo będzie rosło, w pergamin. Zostawiłam jeszcze makowce w podłużnych blaszkach ( wymiar blaszki dostosowałam do wielkości rulonów ) na 30 minut do wyrośnięcia.
Piekłam 45-50 minut w 190'C, aż były złociste ( odchyliłam pergamin i sprawdzałam patyczkiem ). Przestudziłam, ale nie całkiem, polałam lukrem kiedy były lekko ciepłe.
Lukier:
Wymieszałam składniki na kremową masę, polałam tak, żeby pięknie oblał boki.