wtorek, 24 lipca 2012

24 lipca 2012

Berlin to jedno z moich ulubionych miejsc. Śmieszne, odległość nawet nie trzysta kilometrów, a zupełnie inny klimat. Lubię tę zmianę powietrza, języka, kultury. Czerpię energię z nowych widoków i obrazów. Czasami z premedytacją wsiadam w pociąg i przyjeżdżam tu tylko po to, żeby naładować moje podupadłe baterie, a sposób zawsze się sprawdza.




Berlin powitał mnie cudowna, upalną pogodą. Lipiec, a więc turystów tysiące, ale i tak czuje się berliński klimacik. Pierwszy spacer to oczywiście Ku'damm w obie strony. Hotel, który bardzo lubię, jest tuż przy Ku'dammie, a więc łatwo się przemieszczać tym szlakiem turystycznym.




Spacer trwał ładnych parę godzin, powrót już prawie nocną porą, po odwiedzeniu wszystkich kątów na tym szlaku, barów ze zdrową żywnością i kawie w Starbuck's obowiązkowo, i drugiej, nawet bardziej ulubionej, w McDonald's.





Galeria luksusowych sklepów, gwar i hałas samochodowy, mieszanina kultur, która zawsze mnie fascynuje i ciekawi. 





Jutro miejsca mniej znane, inne klimaty, zdecydowanie mniej turystyczne, a bardziej berlińskie. Czeka mnie podróżowanie U-bahnem, S-bahnem, kupienie biletu z automatu przy pomocy niemieckich instrukcji i kolejce zniecierpliwionych podróżnych za moimi plecami. Wyzwanie, ale jaka satysfakcja potem. Nowe adresy, smaki i zakupy.

2 komentarze:

  1. Widzę, że oprócz gotowania łączy nas więcej! Chociażby sympatia do jesieni i Berlina :)
    Pozdrawiam i eksploruję blog dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz!Tak, z pewnością łączy nas wiele, z całą pewnością odpowiada mi estetyka bloga krewimleko; będę go chętnie śledzić. Pozdrawiam:) maja

      Usuń