sobota, 31 października 2015

pampuszki ukraińskie

Ostatnio prowadziłam warsztaty z kuchni wschodniej, a jedną z potraw w menu był barszcz ukraiński z pampuszkami. I przy tej okazji odświeżyłam sobie przepisy na jedno i drugie. Barszcz wszyscy znamy, zawsze dobry, ale pampuszki niezmiennie mnie uwodzą. Lubię pyzy, kocham bułeczki, a pampuszki to coś pomiędzy jednymi i drugimi. Chcę przypomnieć pampuszki na blogu jeszcze przed Świętami, bo zupą obowiązkową w menu świątecznym jest barszcz, który można podać z uszkami, pasztecikami, a dlaczego by nie z czymś nowym, pampuszkami z oliwą i czosnkiem? Szybkie i bardzo łatwe bułeczki, warto się im przyjrzeć.







Ciasto:
na 12-14 bułeczek

300g mąki
150ml wody
1 łyżka cukru
10g świeżych drożdży
30g oleju roślinnego
sól

osobno:

100ml oliwy virgin
3 ząbki czosnku drobniutko posiekane

1.    Do ciepłej wody dodałam drożdże, cukier i około 60g mąki. Wymieszałam wszystko dokładnie i odstawiłam na 30 minut w ciepłe miejsce.

2.   Po tym czasie dodałam do ciasta resztę mąki, sól, 30g oleju i wyrobiłam ciasto. Ciasto odstawiłam na 40 minut do wyrośnięcia.

3.   Z ciasta zrobiłam 14 kulek, ułożyłam je ciasno na blaszce do pieczenia jedną obok drugiej, tak, że się dotykały. Chodzi o to, żeby wyrastały na wysokość albo długość, a nie na szerokość. Zostawiłam je pod przykryciem na 15 - 20 minut.

4.   Piekarnik rozgrzałam do 200'C i wstawiłam blaszkę. Piekłam przez około 20 minut.





czwartek, 29 października 2015

orzechowa tarta z kalafiorem, niebieskim serem, czerwoną cebulą, orzechami i...karmelizowanymi jeżynami

Jestem w wirze pracy nad warsztatami, na których przygotujemy Thanksgiving dinner, czyli ucztę na Święto Dziękczynienia po amerykańsku, a czas goni bo to już pod koniec listopada, dokładnie ostatni czwartek. Kto nie słyszał o pieczonym indyku czy ziemniakach pure, albo potrawach z kukurydzy? A co z nadzieniem do indyka? No i sos żurawinowy do mięsa.....Aaa, i jeszcze ciasto dyniowe, koniecznie z białą śmietankową polewą grubą na palec i baaardzo słodką. No i nie można zapomnieć o duszonych słodkich ziemniakach zapieczonych z marshmallows.
Tak piszę i myślę o moich bliskich w Oklahomie, to z tęsknoty za nimi ta uczta. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak oni by ocenili moje działania kulinarne.
Na początek upieczemy tartę z kalafiorem, cebulą i pekanami (musiałam posiłkować się orzechami włoskimi, ale na warsztatach będą pekany) na ostro na orzechowym spodzie. Polubiłam ją tak bardzo, że wchodzi do mojego stałego menu. Mam nadzieję, że będzie hitem.







Składniki:
spód:

1 i 3/4 kubka mąki orkiszowej
1/2 - 2/3 kubka mielonych orzechów laskowych ( najpierw opieczonych na suchej patelni, z grubsza obranych z łupinek i zmielonych )
szczypta soli
175g zimnego masła pokrojonego w kawałki
lodowato zimna woda


nadzienie:

1 średni albo 3/4 dużego kalafiora, same różyczki
1 duża czerwona cebula, pokrojona w piórka
garść orzechów uprażonych na suchej patelni
1/2 kubka pokruszonego sera pleśniowego niebieskiego
garść jeżyn
1-2 łyżki miodu
1/2 łyżki octu balsamicznego
1 łyżka masła
oliwa
sól, pieprz

1 kubek śmietany 30%
2 jajka i 1 żółtko
sól, pieprz
szczypta gałki muszkatołowej






Jak zrobiłam:

na dwie mniejsze prostokątne formy albo jedną dużą

Wymieszałam mąkę z solą i orzechami laskowymi. Dodałam kawałki masła i roztarłam palcami, aż całość przypominała konsystencją kaszę. Dodałam trochę wody, zaczęłam wyrabiać, było trochę za suche, dodałam jeszcze około 1 łyżki wody, szybko wyrobiłam, żeby składniki się połączyły, a z ciasta można było uformować kulę. Zawinęłam ją w folię i włożyłam do lodówki na 40 minut.
Rozwałkowałam przez folię i wylepiłam ciastem spód formy wyłożonej papierem do pieczenia. Nakłułam w kilku miejscach i zamroziłam, około 10 minut, aż całkowicie stwardniało. Piekłam w 180'C, aż spód był złocisty. Wystudziłam.

Podgotowałam kalafiora na parze, podzieliłam na różyczki i przesmażyłam je na oliwie. Lekko posoliłam i doprawiłam pieprzem. Na osobnej patelni rozgrzałam oliwę, smażyłam piórka cebuli na małym ogniu, aż były pięknie złociste. Na małej patelni rozgrzałam dobrze 1-2 łyżki masła i 1 łyżkę oliwy, dodałam miód i maleńką szczyptę soli, wymieszałam, ułożyłam jeżyny i smażyłam przez kilka minut na małym ogniu, ostrożnie przewracając owoce, żeby pokryły się sosem. Na samym końcu dodałam odrobinę octu balsamicznego. Odłożyłam jeżyny na bok. 

Na wystudzonym spodzie ułożyłam podsmażoną cebulę razem z oliwą, potem różyczki kalafiora, polałam sosem od smażenia jeżyn. Posypałam pokruszonym serem. Widelcem wymieszałam śmietanę z jajkami, doprawiłam solą, pieprzem i gałką muszkatołową, zalałam całość. Ułożyłam na wierzchu orzechy i jeżyny. Piekłam, aż masa ścięła się po środku, około 30 minut.



    

środa, 28 października 2015

ZAPROSZENIE do restauracji WERANDA w Starym Browarze w Poznaniu

Restaurant Week Poznaniu w toku, szaleństwo degustacyjne trwa, a na menu degustacyjne za jedyne 39zł zaprasza wiele doskonałych restauracji w Poznaniu.
Ja dostałam zaproszenie na spróbowanie menu degustacyjnego od restauracji Weranda mieszczącej się w Starym Browarze. Pięknie tam jest w Werandzie, niezwykle i bardzo nastrojowo. Świetne oświetlenie i gustowne dekoracje. Wysokie wnętrza restauracji zamyka szklany dach, przez który przeświecało przymglone jesienne światło. Można znaleźć kameralne miejsce przy stoliku w dolnej części albo na antresoli, też w ogródku, na dziedzińcu, teraz trochę chłodnym, ale zimą ogrzewanym. Można, ale kiedy ja tam byłam, o miejsce pytało wielu chętnych, w środku nie było większych szans...






Menu degustacyjne otworzyła zupa tajska z noodlami robionymi na miejscu, grzybami leśnymi - borowikami i podgrzybkami, pałeczkami z owoców chilli i kolendrą. Zupa bogata, dobrze doprawiona chociaż nie za ostra, bardzo ładnie podana. Dobre otwarcie.










Mile rozgrzani, czekaliśmy na kolejne, główne danie. Zaserwowano makaron pappardelle z sosem z pomidorów lima z wędzoną papryką i chilli, z kawałkami królika, serem owczym i pietruszką. Makaron był bardzo dobrze ugotowany, idealnie al dente, co w przypadku pappardelli jest bardzo ważne, sos mocno pikantny i wyraźnie pomidorowy, aromatyczny, całość dobrze skomponowana smakowo i ładnie podana.







Nadszedł czas na deser, ten moment zawsze lubię najbardziej. Banan w cieście springrolls z sosem z mango, limonki i dodatkiem octu balsamicznego, posypany czarnym sezamem i listkami mięty, smakował świeżo, lekko i ciekawie. Doskonała, aromatyczna, pachnąca kawa zamknęła menu.





Bardzo dobrze skomponowane menu, warte swojej ceny i warte degustacji, a jest jeszcze szansa, Restaurant Week trwa aż do 31go października. Piękne miejsce, pełne ludzi, w samym sercu Browaru, zdecydowanie bardzo dobry adres, restauracja WERANDA w Starym Browarze.

poniedziałek, 26 października 2015

pierogi z kaszą gryczaną, czyli coś z niczego

Prowadzenie warsztatów kulinarnych pochłania mnie ostatnio całkowicie. Gotuję potrawy z bardzo różnych kuchni, kulinarnych tradycji i części świata, polskiej również. Tak sobie rozmyślałam dzisiaj, biegnąc, bo trening, oprócz sportowego, jest jednocześnie moją medytacją i terapią mentalną, że największym wyzwaniem jest dla mnie, paradoksalnie chyba, kuchnia polska.
Najczęściej warsztaty z polskiej kuchni organizujemy dla tych, którzy o niej pojęcia nie mają, często gości zagranicznych, którzy chcą spróbować dań tradycyjnych, takich które znamy z dzieciństwa, czy od rodziców, dziadków. Niewielu z nas na co dzień robi pierogi z kapustą i grzybami czy golonki albo żurek, te potrawy jemy najczęściej od święta, skorygujcie mnie proszę, jeśli jestem w błędzie. A wracając do warsztatów, przed każdymi kolejnymi tak na wszelki wypadek robię sobie powtórkę z polskiej kuchni.
Dzisiaj, w ramach ćwiczeń, na obiad będą pierogi z kaszą gryczaną i cebulką, taki obiad z mąki i kaszy, a to zwykle mamy pod ręką.






    




Składniki:

ciasto:

500g mąki pszennej
1/2 kubka ciepłego mleka zmieszanego z 1/2 kubka ciepłej wody ( według tych proporcji można powiększać ilości składników )
szczypta soli

nadzienie:

200g kaszy gryczanej prażonej ugotowanej na sypko
1 średnia cebula pokrojona w drobną kostkę
2 łyżki oliwy, 1 łyżka masła
sól, pieprz
szczypta gałki muszkatołowej
3 - 4 duże łyżki tłustego białego sera ( opcjonalnie, ja nie miałam )






Jak zrobiłam:

ciasto:

Mąkę wymieszałam z solą, dolewając mleko z wodą mieszałam, aż składniki się połączyły. Jeżeli masa jest za sucha, można dodać odrobinę więcej wody. Wyrobiłam elastyczne ciasto; wyrabiałam przez około 8 minut. Odłożyłam na 20 minut pod przykryciem, żeby odpoczęło.
Rozwałkowałam na 2mm podsypując mąką, wycięłam kółka; kółka mają średnicę 5 - 7cm, w zależności od tego, jakie duże pierogi chcemy robić.

nadzienie:

Ugotowałam kaszę na sypko. Podsmażyłam cebulkę na oliwie z masłem na złoty kolor. Wymieszałam cebulkę z kaszą, teraz można dodać tłusty biały ser, doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową. 
Łyżeczkę nadzienia nakładałam po środku wykrojonych krążków, zlepiałam dokładnie brzegi, można zrobić ozdobne szczypanki i układałam na blacie wysypanym mąką, żeby się nie przykleiły.

W dużym garnku zagotowałam osoloną wodę, wkładałam po kilka i gotowałam około 4 minuty od wypłynięcia. Wyjmowałam ostrożnie łyżką cedzakową. Najlepsze są podsmażone na maśle.









sobota, 24 października 2015

najlepszy sernik ever z czekoladą i tymiankiem

Zawsze sądziłam, że jestem mistrzynią w pieczeniu serników....zawsze aż do tego sernika, czyli momentu kiedy wypróbowałam nowy przepis. Po upieczeniu pierwszego, był wyjątkowo udany, pomyślałam, że to po prostu szczęście pierwszego razu. Sernik nie dawał mi spokoju. Tak więc, po paru dniach, kiedy po pierwszym serniku nie było już śladu, upiekłam kolejny. Był jeszcze lepszy. I następny, to samo.
A co jest takiego wspaniałego w tym serniku? Jakość sernika, jest puszyście leciutko serowy, pięknie wyrośnięty, aksamitny, no i jest na spodzie, co dla wielu miłośników serników jest ogromnym atutem. A wcale nie łatwo dobrać dobry spód do sernika. Masa ciasta jest miękka i puszysta, a więc spód nie może być zbyt twardy czy kruchy, byłby za duży kontrast w konsystencji między warstwami. Ten spód jest idealny, w smaku i właściwej twardości.
No i polewa czekoladowa, świeża, błyszcząca, apetyczna, doskonała. Żeby wykończyć, posypałam całość jesiennym kwitnącym jeszcze na tarasie tymiankiem.















Składniki:

spód:

100g masła o temperaturze pokojowej pokrojonego na kawałki
1 jajko
250g mąki krupczatki
1 łyżeczka oliwy
2 łyżki kwaśnej śmietany
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 kubka cukru pudru 


masa serowa:

1 kg białego sera - ja lubię tłusty
175g masła o temperaturze pokojowej
2 kubki cukru pudru
8 jajek - żółtka i białka osobno
2 łyżki mąki ziemniaczanej
cukier waniliowy


polewa czekoladowa:

4 czubate łyżki kakao
4 czubate łyżeczki masła
8 łyżeczek wody
8 łyżek cukru

listki tymianku z kwiatkami 


  







Jak zrobiłam:
tortownica 28cm

spód:

Wszystkie składniki spodu zagniotłam w dość gładkie ciasto; mąkę wymieszałam z proszkiem do pieczenia, dodałam kawałki masła i oliwę, lekko zagniotłam, potem cukier i śmietanę, zagniotłam całość. 
Wylepiłam spód torownicy wyłożonej papierem do pieczenia tak, żeby ciasto równo pokryło całą powierzchnię.

masa:

Utarłam cukier z masłem na puszystą masę. Wbijałam po jednym żółtku, cały czas ucierając. Białka ubiłam na sztywną pianę, dodam ją na końcu. Dodałam ser i cukier waniliowy do masła i cukru z żółtkami, dokładnie wymieszałam mikserem. Masę delikatnie połączyłam z pianą z białek, łyżką a nie mikserem, żeby nie rozbić białek. Piekłam w 190'C przez 40-45 minut, aż sernik z wierzchu był złocisty. Zostawiłam w piekarniku na godzinę. 

polewa czekoladowa:

Zagotowałam wodę z cukrem i mieszałam, aż cukier się rozpuścił. Dodałam kakao, wymieszałam, potem masło, mieszałam, aż powstała gładka masa. Kiedy sernik przestygł, oblałam go, a potem posypałam listkami tymianku. Przed pokrojeniem sernik powinien być całkowicie wystudzony.








piątek, 23 października 2015

ZAPROSZENIE do AVOCADO Restaurant & Wine i Restaurant Week

Dzisiaj początek Restaurant Week, imprezy, o której pisałam i na którą zapraszałam już wcześniej. W tym czasie wybrane restauracje zapraszają na degustację ich propozycji dań z menu degustacyjnego, za bardzo przystępną cenę 39zł.
Miałam ogromną przyjemność spróbowania menu degustacyjnego wcześniej, przed początkiem Restaurant Week, w restauracji Avocado. Byłam tam po raz pierwszy, to nowy adres, otwarcie miło miejsce latem, ale słyszałam już o nim wcześniej i bardzo chciałam je odwiedzić. No i nie zawiodłam się.
Piękny wystrój, dokładnie taki, jak lubię, nowoczesny i stawiający na minimalistyczną czystą estetykę, miłe, ciche otoczenia za oknami, mimo, że to Serce Jeżyc, ale, co najważniejsze, świetna kuchnia.












Na początek zaproponowano nam polędwiczki wieprzowe confitowane z konfiturą z papryki palonej a następnie wędzonej, z dodatkiem avocado, a jakże, przecież byliśmy w AVOCADO, marynowanego w martini, pod chipsem z parmezanu i białka. Całość pięknie podano z akcentami z listków buraka.
Konfitura z papryki doskonale podniosła delikatny smak bardzo dobrze zrobionej delikatnej polędwiczki, wytrawny smak awokado wpasował się w tę paletę smaków idealnie, dając kubkom smakowym chwile przyjemnego orzeźwienia. Chrupiąca konsystencja chipsa jest w tym daniu ciekawym akcentem zamykającym całość.
Mieliśmy pytania co do sposobu przygotowania konfitury z papryki czy chipsa, obsługa swobodnie i profesjonalnie udzielała nam wszelkich informacji, jednocześnie w niekrępujący i wyjątkowo estetyczny sposób serwując dania.

Po tym bardzo udanym otwarciu czekaliśmy z niecierpliwością na dalszy ciąg. Przez ogromne szklane drzwi obserwowaliśmy pracę Chefa kuchni, a przy okazji oglądaliśmy kuchnię. W oczy rzuca się dobre nowoczesne wyposażenie i dbałość o detale.






 Danie główne to jesiotr sous vide potem lekko upieczony, podany na czarnym makaronie sepia z fenkułem  kiszonym i pianą z bulionu z turbota.
Dzięki przygotowaniu metodą sous vide, ryba jest soczysta i cudownie delikatna, a w wyniku krótkiego pieczenia zachowuje wyrazisty smak, co łatwo zgubić przy powolnym i długim gotowaniu w niższych temperaturach sous vide.
Świetnie doprawiona, pod odpowiednio pikantną chrupiącą skórką, smakuje doskonale w połączeniu z makaronem z sepią, który ma lekko orzechową nutę, to moja ulubiona pasta. Wykwintna piana z turbota jest atrakcyjnym dressingiem dla całości, a akcent absolutnie rewelacyjny w tym daniu to kiszony fenkuł. Bardzo lubię koper włoski o lekko anyżowym smaku, ale w wersji kiszonej nigdy jeszcze nie próbowałam, gratulacje, doskonały smak do jesiotra.
Przy podaniu, pomyślano o wychłodzeniu talerza po to, żeby nie rozpuścił piany z turbota.













Po tej uczcie bardzo byłam ciekawa deseru. Kto nie lubi Banoffi Pie? Chyba tylko ci, którzy go nie znają. Świetny deser, klasyka deserów nieistniejącej już restauracji brytyjskiej 'Hungry Monk'. Grzegorz Filozof zaproponował jednak Banoffi w wersji zdekonstruowanej, składniki deseru skomponował inaczej. Podoba mi się ta wersja, z bananem w gorzkiej czekoladzie i przepysznymi kruchymi maślanymi ciasteczkami rozpływającymi się w ustach, no i bazą z toffi.
Czarna gorzka kawa dopełniła deser, rozpływał się w ustach.






Na zdjęciu uśmiecha się Chef Grzegorz Filozof pracujący na naszych oczach nad daniami dla nas.

AVOCADO to zdecydowanie bardzo dobry, w tej chwili mój ulubiony, adres w kulinarnym świecie Poznania. Menu jesienne, poza degustacyjnym, jest bardzo ciekawe, bo znajdziecie w nim konfitowaną gęś, ravioli z awokado, krem z pasternaku..  sprawdźcie sami co jeszcze, a na deser, między innymi ciasto marchewkowe, które zamierzam zdegustować już w nadchodzący weekend.

AVOCADO  Restaurant & Wine,  ul. Dąbrowskiego 29  Dziedziniec Nowego Serca Jeżyc, Poznań

środa, 21 października 2015

bliny z kawiorem i śmietaną

W menu kuchni słowiańskiej, albo inaczej wschodniej, tak ją określili zagraniczni chętni na warsztaty z gotowania, pojawiły się potrawy takie jak barszcz ukraiński z pampuszkami, polskie gołąbki, pierogi nowodworskie z kaszą gryczaną i bliny.
Bliny były dla mnie zupełną nowością. Słyszałam o nich wcześniej, oczywiście, ale nigdy nie jadłam, nie mówiąc o gotowaniu. Zrobiłam i zrozumiałam skąd bierze się ich wyjątkowość i kariera międzynarodowa. Kiedy na warsztatach zapowiedziałam robienie blinów z kawiorem, u Francuzów ale nie tylko, również Hiszpanów i Argentyńczyków wzbudziło to ogromny entuzjazm i żaden z nich nie pytał, co to są bliny.
Bliny przypominają naleśniki czy placki, jednak są zupełnie inne, lekkie, leciutkie jak piórko i bardzo wytrawne w smaku. Kawior jest idealnym dodatkiem, ale nie absolutnie koniecznym.



 


Składniki:

·         1/4 kubka/ 60ml ciepłej ( około 40-45’C wody)
·          1 opakowanie/ 7g suchych drożdży
·         1 ½ łyżeczki cukru
·         ½ kubka/ 65g mąki pszennej  
·         ½ kubka/ 60g mąki gryczanej
·         ¼ łyżeczki soli
·         1 kubek/ 240ml ciepłego mleka ( 40-45’C)
·         4 duże łyżki masła, rozpuszczonego i ostudzonego
·         2 duże jajka, lekko ubite
·         Kwaśna śmietana do podania
      czarny albo czerwony kawior do podania




     
    
Jak zrobiłam:

Wymieszałam ciepła wodę, drożdże i cukier w misce, odstawiłam na 5 około minut, aż drożdże zaczęły pracować – pienić się. Jeżeli nie zaczną pracować, zrób mieszaninę od początku. Dodałam obie mąki i wymieszałam, potem mleko, 3 łyżki masła i jajka. Wymieszałam, przykryłam folią spożywczą i wstawiłam do naczynia z grubym dnem napełnionym do 2.5cm ciepłą wodą. Odstawiłam aż lekko wyrosło, a na powierzchni pojawiły się bąble, na około 1 ½ - 2 godziny.
Kiedy ciasto było gotowe, nasmarowałam patelnię pozostałym masłem i postawiłam na średnim ogniu. Smażyłam bliny partiami po 4, nakładając 1 dużą łyżkę na jednego blina aż były złociste, około 2 minuty z każdej strony. Przełożyłam gotowe bliny do naczynia żaroodpornego i włożyłam do ciepłego piekarnika do czasu usmażenia wszystkich placków.

Położyłam gałkę kwaśnej śmietany na każdym placku, a na niej łyżkę kawioru.













sobota, 17 października 2015

wegetariańskie klopsy z zielonej soczewicy na mini pizzach

Przeglądałam sobie 'Zielono&zdrowo' i trafiłam na pulpety z soczewicy. Były co prawda z czerwonej soczewicy, ja miałam jedynie zieloną, nie tak efektowną, ale nabrałam takiej ochoty na wegetariańskie klopsy, że natychmiast zabrałam się do gotowania.
Pulpety czy klopsy z soczewicy są łatwe, w miarę szybkie, no i są przepyszne. Zrobiłam do nich mini pizze orkiszowe, stąd takie ciemne, z sosem pomidorowym, i całość, myślę, wyszła bardzo zdrowo i bardzo organicznie.


 






Składniki:

klopsy:

na 15 sztuk

200g zielonej soczewicy
1 mała czerwona cebula, drobniutko posiekana
2-3 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
3 łyżki dobrej oliwy virgin
40g płatków owsianych
1 łyżeczka chili
1/2 pieprzu cayenne
szczypta czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki kuminu

sos z pomidorów:

1 puszka pomidorów podłużnych bez skórki
1 biała cebula drobno posiekana
2 łyżki oliwy
1 ząbek czosnku, przeciśnięty przez praskę
sól

pizza:

na około 8-10 małych placków

250ml letniej wody
300g ciemnej mąki orkiszowej
2 łyżeczki suszonych drożdży
2 łyżeczki soli
2- 3 łyżki oliwy
1-2 łyżki czarnego sezamu









Jak zrobiłam:

klopsy:

Opłukaną soczewicę zalałam 500ml zimnej wody i doprowadziłam do wrzenia. Na małym ogniu gotowałam 15 minut do miękkości. Odcedziłam i przestudziłam.
Zblendowałam na masę z grubszymi kawałkami i całymi ziarnami, masa nie musi być całkowicie gładka. Dodałam wszystkie pozostałe składniki i wymieszałam dokładnie. Ubiłam, przykryłam folią i wstawiłam do lodówki na 30 minut.
Uformowałam 15 klopsików wielkości piłeczki pingpongowej, ułożyłam je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Piekłam w 190'C przez około 15-20 minut, przewracając je co kilka minut, aż były złociste z każdej strony.

sos:

Na patelni rozgrzałam oliwę, podsmażyłam na niej drobno pokrojoną cebulę na złocisty kolor. Pomidory pokroiłam na mniejsze kawałki i wrzuciłam razem z sosem na patelnię. Smażyłam przez kilka minut, żeby zredukować płyn, dodałam czosnek i doprawiłam solą.

pizza:

Letnią wodę wlałam do miski, dodałam sól i drożdże, dobrze wymieszałam. Stopniowo dosypywałam 225g mąki, łącząc z wodą, aż ciasto utworzyło kulę.  Wyrabiałam 5 - 6 minut na wysypanym mąką blacie. Ciasto było mokre, podsypywałam mąką, i tak było dość mokre do końca. Uformowałam je w  kulę, natłuściłam miskę  oliwą i włożyłam do niej ciasto. Przykryłam folią i zostawiłam na około 1.5 - 2 godziny do wyrośnięcia.
Piekarnik rozgrzałam do 220'C. Ciasto podzieliłam na około 10 części, rozpłaszczyłam je dłonią ale też przy pomocy wałka, na placki i ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarowałam wierzch każdego oliwą i posypałam sezamem. Piekłam około 10 - 12 minut.  



  





Na każdą pizzę nałożyłam sos i pulpety, podawałam gorące. 

poniedziałek, 12 października 2015

orzechowa tarta z figami na czekoladzie z chili

Figi kuszą i jest ich mnóstwo, jednak figowy czas nie potrwa długo, jeszcze chwila i fig już nie będzie, korzystajmy!
Smaki orzechów włoskich, fig i czekolady, to połączenie niesamowite. Tarta jak to tarta, nie jest szczególnym wyzwaniem, ale nie da się pewnych etapów pominąć. Spód wymaga wychłodzenia i podpieczenia, a czekoladowe ganache musi dobrze zastygnąć, ale nie są to wyzwania niesamowite, a całość warta jest tej pracy. Smakuje fantastycznie i wygląda bardzo efektownie, taka jesienna tarta.










Składniki:


spód:
na formę 21 x 21cm

140g mąki orkiszowej
80g mielonych orzechów włoskich
150g masła zimnego pokrojonego na kawałki
1 żółtko
2 łyżki cukru pudru
szczypta soli
1 łyżka zimnej wody - w miarę potrzeby

ganache:

150g gorzkiej czekolady
150g kremówki
1 żółtko
50g miodu
25g miękkiego masła

kilka fig, pokrojonych na szóstki

szczypta chili







Jak zrobiłam:

Mąkę i orzechy wymieszałam, dodałam sól i roztarłam palcami z masłem, aż całość przypominała konsystencją kruszonkę. Dodałam żółtko i cukier, szybko wyrobiłam w miarę gładkie ciasto. Jeżeli jest za suche, dodajemy odrobinę wody, ja nie potrzebowałam.
Uformowałam kulę, zawinęłam ją w folię i włożyłam do lodówki na 1/2 godziny.
Formę do tarty z ruchomym spodem wyłożyłam papierem do pieczenia. Rozwałkowałam ciasto - najlepiej przez folię, wtedy się nie klei do wałka - i wylepiłam nim spód formy, formując rant. Nakłułam w kilku miejscach i włożyłam do zamrażalnika na 10 minut, żeby spód całkowicie stwardniał.

Piekłam w piekarniku rozgrzanym do 180'C przez 20 - 25 minut, aż spód był złocisty. Wystudziłam.


ganache:

Kremówkę wlałam do garnuszka i zagotowałam. Dodałam miód i i dokładnie wymieszałam. Rozbełtane widelcem żółtko szybko mieszając połączyłam z kremówką. Do gorącej kremówki wrzuciłam połamaną na kawałki czekoladę. Po chwili, kiedy czekolada zmiękła, mieszając połączyłam czekoladę z kremówką; masa powinna być zupełnie gładka. Wtedy dodałam masło i wmieszałam je w aksamitną masę. Wystudziłam.

Masę czekoladową rozprowadziłam na spodzie. Posypałam chili. Na wierzchu ułożyłam  kawałki - szóstki fig.
Przed podaniem masa czekoladowa powinna całkowicie zastygnąć.









czwartek, 8 października 2015

dyniowo ziemniaczane gnocchi z masłem szałwiowym

I kolejny przepis z dynią.. Dzisiaj dynia na wytrawnie.
Gnocchi dyniowe już na moim blogu były, ale każdy przepis jest trochę inny. Dzisiejsze to dynia z ziemniakami.
Nie przepadam za kluskami, ale gnocchi to kluski - nie kluski; jeżeli właściwie zrobione, to są delikatne i lekkie. Marzę o tym, żeby dojść do takiej wprawy, jak rodowite Włoszki, które zagniatają gnocchi przynajmniej raz w tygodniu i to dla kilkuosobowej rodziny. Gdybym ja jadała gnocchi z taką częstotliwością, moje treningi biegowe musiałyby być zdecydowanie intensywniejsze.
Moje gnocchi nie mają kształtów idealnych; ciasto było dość kleiste, starałam się dodać jak najmniej mąki, żeby były jak najlżejsze i najmniej kaloryczne. Poza tym, lubię w gnocchi kawałki dyni, a ciasto wcale nie musi być idealnie gładkie, jeżeli jednak wolicie takie bez grudek, możecie przeciśniętą przez praskę dynię i ziemniaki dodatkowo przetrzeć przez sito.






Składniki:

650g ziemniaków, ugotowanych w mundurkach
około 400g dyni, ze skórą bez pestek, pokrojonej w plastry
sól, pieprz do smaku
około 3/4 kubka mąki pszennej ( 120g ) - ja użyłam mąki orkiszowej
mąka do podsypywania

masło
świeża szałwia - kilkanaście liści






Jak zrobiłam:

1.   Ugotowałam ziemniaki w mundurkach, ostudziłam, obrałam ze skórki. Plastry dyni ze skórką ułożyłam na blaszce do pieczenia, piekłam w 180'C przez około 40 minut, aż była miękka ale nie spieczona, wyjęłam i odcięłam skórkę.
2.   Przecisnęłam ziemniaki przez praskę do puree, można dodatkowo jeszcze przetrzeć przez sito, żeby nie było grudek. Doprawiłam solą i pieprzem. Przecisnęłam upieczoną dynię, dodałam do ziemniaków i wymieszałam. 
3.    Dodałam mąkę, wymieszałam dokładnie; jeżeli ciasto jest bardzo mokre, można dodać trochę więcej mąki, po jednej łyżce, ale trzeba starać się, żeby było jej jak najmniej, gnocchi są bardziej delikatne. 
4.   Blat wysypałam mąką, ciasto podzieliłam na 4 części i z każdej uformowałam wałek o średnicy 2cm.
Wałki pokroiłam na 2cm kawałki, z każdego uformowałam kulkę. Kulki układałam na wysypanej mąką tacy tak, żeby się nie dotykały. 
5.   Obsypałam mąką widelec i kuleczki ciasta spychałam kciukiem wzdłuż zębów na grzbiecie widelca, żeby zostawił na nich rowkowany wzór; rowki zatrzymują sos na kluskach, a poza tym nadają im tradycyjny włoski rys.
6.   Zagotowałam osoloną wodę w płaskim rondlu i wrzuciłam kluski, porcjami. Po wypłynięciu gotowałam jeszcze 1 minutę. Jeżeli chcecie je podawać gotowane, bez podsmażąnia, to gotowanie trzeba wydłużyć do 2 minut. Wyjmowałam łyżką cedzakową.



masło szałwiowe

Masło klarowane rozpuściłam albo podgrzałam na patelni. Wrzuciłam do niego liście szałwii i podgrzewałam jeszcze przez kilka minut. Na tym maśle można podsmażyć gnocchi, można nim również polać świeżo ugotowane i odcedzone kluski.

jak robimy masło klarowane:

 topimy masło w rondelku na bardzo wolnym ogniu, zbieramy łyżką z wierzchu szumowiny powstające w trakcie podgrzewania, a potem zlewamy masło ostrożnie, nie naruszając osadu na dnie rondelka







sobota, 3 października 2015

wegańskie bułeczki kardamonowe z jabłkiem

Jesienią to bardzo lubię pieczywo, bułeczki, drożdżówki, babeczki, ciacha, chleb...raczej niestety. Wszyscy wiemy jak te jesienno zimowe ciągoty się kończą.
Mam nadzieję, że mój organizm i jego metabolizm da sobie radę z tymi nowymi i nadmiernymi kaloriami, póki co daje, prawdopodobnie dzięki aktywnemu stylowi życia.
A tak na wszelki wypadek, staram się, żeby te wypieki były z najwyższej półki i jak najbardziej wartościowe, jak najmniej szkodliwe, a takie niewątpliwie są bułeczki kardamonowe. Przepis pochodzi z Zielono & zdrowo, faktycznie jest tam wegetariańsko i zdrowo, a bułeczki, dodatkowa ich wartość, są wegańskie, bardzo jesienne i pyszne.











Składniki:

ciasto:

1 łyżka drożdży suszonych
1/2 łyżki nasion kardamonu, świeżo roztartych w moździerzu
szczypta soli
50g masła kokosowego
250ml mleka sojowego
6 łyżek syropu klonowego ( wersja nie wegańska - może być płynny miód )
400g mąki orkiszowej:  250g jasnej i 150g pełnoziarnistej; ja użyłam pełnoziarnistej w całości 

nadzienie:

50g masła kokosowego
120g musu jabłkowego
1 jabłko starte na tarce o grubych oczkach, odciśnięte z soku
2 łyżki wiórków kokosowych
1/2 łyżki kardamonu

cukier puder do posypania - opcjonalnie
orzechy włoskie mielone do posypania - opcjonalnie











Jak zrobiłam:

W dużej misce wymieszałam drożdże, kardamon i sól. Masło kokosowe roztopiłam w rondelku, dodałam mleko sojowe i syrop klonowy i podgrzałam do około 40'C, zalałam drożdże i dobrze wymieszałam, aż się rozpuściły.
2/3 mąki ( albo obu rodzajów ) wymieszałam z roztworem drożdży, stopniowo wyrabiałam, dosypując resztę mąki. Ciasto jest bardzo miękkie i lepiące do końca wyrabiania, trzeba się starać nie podsypywać mąką. Odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na około godzinę, żeby podwoiło objętość. 
Wyrośnięte ciasto rozwałkowałam na blacie wysypanym mąką na grubość około 5mm w prostokąt 50x45cm. Posmarowałam masłem kokosowym, a potem musem jabłkowym. Posypałam kokosem, kardamonem i startym jabłkiem.
Teraz trudny moment - złożyłam ciasto zaginając jego 1/3, bliższą mnie, do środka, potem zakładając dalszą 1/3 na nią, żeby powstał prostokąt 50x15cm. Pokroiłam tak złożone ciasto na paski 3cm.
Każdy pasek rozciągnęłam, tak, żeby potroił długość, a potem zawinęłam w luźny węzeł, końce założyłam do środka.
Ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Zostawiłam przykryte ściereczką do wyrośnięcia na 30 minut. Posypałam orzechami mielonymi. Piekłam w 220'C przez 10 - 13 minut, aż były lekko złociste.