niedziela, 28 kwietnia 2013

libańska sałatka z grapefruita i cebuli

Moja fascynacja kuchnią libańską trwa, poza tym przygotowuję przepisy na kolejne warsztaty, właśnie z kuchni tego regionu. Wracam do niej zawsze kiedy zależy mi na lekkim i zdrowym jedzeniu. Jest bogata w zdrowe tłuszcze, warzywa, owoce, a to gwarantuje najlepsze smaki.
Co jednak najbardziej mnie w niej pociąga to nieoczekiwane połączenia smaków i składników.
Rzadko przyprawiamy owoce solą czy pieprzem albo dodajemy do nich oliwę, a to w tej kuchni jest jak najbardziej normalne. Łączymy warzywa i owoce; podoba mi się na przykład połączenie dwóch pomarańczowych składników, oba bardzo lubię, a to robimy w sałatce marchewkowo pomarańczowej.
A dzisiaj trochę detoksu kalorycznego, a na to najlepszy jest grapefruit.





Składniki:

4 grapefruity, obrane ze skóry, bez pestek
1/2 cebuli czerwonej, pokrojonej na cieniutkie plasterki
odrobina mięty; ja nie miałam mięty, użyłam natki pietruszki
oliwa extra virgin
sól





Jak zrobiłam:

1.   Usunęłam błony z cząstek grapefruita i podzieliłam je na jeszcze mniejsze kawałki. Owoce ułożyłam na talerzu.

2.   Cieniutkie plasterki cebuli ułożyłam na grapefruicie. Posypałam posiekaną natką pietruszki.

3.   Całość skropiłam oliwą. Posoliłam do smaku.





Sałatka gotowa. Jest lekka, pyszna, aromatyczna. Dzięki oliwie i soli stanowi mini danie, nie jest tylko przekąską owocową.
Można do niej podać pieczywo, jest dobra do mięsa, doskonała do wszystkiego.



środa, 24 kwietnia 2013

brownies z kajmakiem

Bardzo dawno nie robiłam kajmaku. Sama nie wiem, jak to możliwe. Myślę, że ciepło i słońce trochę zmienia upodobania w kierunku świeżych, warzywnych i owocowych przepisów.
Sałaty, tarty z warzywami zgoda, ale co na deser, do mocnej świeżo zaparzonej kawy, jak nie coś z odrobiną czekolady i karmelu.
Sięgnęłam do przepisów Davida Lebovitza, czekoladowego freaka, i nie zawiodłam się. Brownies z kajmakiem są doskonałe, ciężkie, wilgotne i odpowiednio słodkie. Smak gorzkiej czekolady łączy się przepysznie z niesamowitą słodyczą kajmaku. Ciasto idealne dla wielbicieli czekolady i kajmaku.

Kajmak można kupić gotowy, w puszce albo słoiczku, a ja zrobiłam, jak zwykle sama; polecam tę opcję, bo nie jest trudno go zrobić, a wyjadanie kajmaku z patelni to przyjemność nie do opisania.






Składniki:
brownies:

120g masła, pokrojonego na kawałki
170g gorzkiej czekolady, połamanej na kawałki
30g ciemnego, niesłodzonego kakao
3 duże jajka
200g cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
140g mąki
100g prażonych orzechów (opcjonalnie)
około 200g kajmaku 


kajmak:

śmietana 30%, kremówka
cukier biały

Na patelnię wysypałam sporo cukru i roztopiłam go na średnim ogniu. Kiedy był zupełnie płynny, zdjęłam z ognia i powoli, cały czas mieszając, wlewałam śmietanę, aż połączyła się z cukrem w mleczną, gęstą, gładką masę. Ilości składników można regulować dowolnie.





Jak zrobiłam brownies:

1.   Kwadratową blaszkę o boku 20cm wysmarowałam masłem, a dno wyłożyłam papierem do pieczenia.

2.   Masło rozpuściłam w rondlu. Dodałam czekoladę i mieszałam na małym ogniu, aż się całkowicie rozpuściła. Zdjęłam z ognia i wsypałam kakao. Wymieszałam całość dokładnie.

3.   Dodawałam jajka pojedynczo i po każdym mieszałam dokładnie. Dodałam resztę składników i wymieszałam na gładką, aksamitną masę. W moim brownies nie było orzechów, ale oczywiście ciasto będzie z nimi jeszcze lepsze. 







4.   Połowę ciasta wyłożyłam do blaszki. Na wierzchu rozłożyłam równomiernie kajmak. Jeżeli jest gęsty to najlepiej ułożyć go w porcjach wielkości dużych śliwek, a potem lekko przeciągnąć po nich nożem, żeby kajmak lekko rozprowadzić. Trzeba uważać, żeby nie wymieszać go z ciastem, bo wszystko zmieni się w papkę. Lepiej zostawić kajmak nierozsmarowany. Mój kajmak był całkiem płynny, rozlałam go po prostu równomiernie, a na wierzch wyłożyłam resztę ciasta i wyrównałam delikatnie.

5.   Piekłam w piekarniku nagrzanym do 180'C przez 45 minut, aż było ścięte po środku. Po wyjęciu brownies muszą ostygnąć całkowicie i dopiero wtedy można je kroić.






Ciasto jest przepyszne zaraz po wystygnięciu, ale następnego dnia jest jeszcze lepsze. Wtedy jest jeszcze bardziej żujące, czekoladowo aromatyczne, a wierzch pozostaje lekko chrupiący.




poniedziałek, 22 kwietnia 2013

babka ziemniaczana z brokułami pod szynką długodojrzewającą

Co jakiś czas, po okresie eksplorowania egzotycznych kuchni świata, mam ochotę na polskie, zwykłe smaki, które świetnie komponują się z tamtymi, właśnie dzięki swojej prostocie.
Dzisiaj potrawa, którą dobrze jest mieć w lodówce. Podobnie jak pasztet czy sałatka jarzynowa, nigdy się nie znudzi, zawsze się ma na nią ochotę, a ogromnym jej walorem jest to, że doskonale pasuje do mięs i warzyw w różnej postaci.
Babka ziemniaczana jest prosta w wykonaniu, opiera się na rodzimych składnikach, a dobrze przyprawiona jest wyrazista i bogata. Dzięki kolorom ziemniaków, szynki i brokułów, wygląda apetycznie i ładnie na stole. Można do niej dodać śmietanę albo jogurt grecki, a wtedy nic więcej już do niej dodawać nie trzeba.
Nie przykryta szynką, może być daniem wegetariańskim.






Składniki:

1 kg ziemniaków, ugotowanych 
około 400g brokułów, ugotowanych na średnio twarde
3 jajka
około 2 średnie cebule, pokrojone w drobną kostkę
kilka plastrów boczku albo szynki długodojrzewającej z odrobiną tłuszczu
sól, pieprz
natka pietruszki, drobno posiekana, opcjonalnie (ja nie użyłam)








Jak zrobiłam:

1.   Ugotowane ziemniaki przecisnęłam przez praskę; można je również rozgnieść.

2.   Do ziemniaków dodałam żółtka i posiekaną cebulę. Wymieszałam i dobrze doprawiłam solą i pieprzem.

3.   Białka ubiłam na sztywną pianę. Delikatnie mieszałam do masy, żeby zachować puszystość białek. Do masy można również dodać natkę pietruszki albo szczypiorek.

4.   Formę, keksówkę średniej wielkości natłuściłam oliwą i wyłożyłam papierem do pieczenia.

5.   Połowę masy ziemniaczanej wyłożyłam do formy. Na tej części ułożyłam brokuły, a na nich resztę masy. Wierzch całości obłożyłam szynką; może to być również boczek.

6.   Piekarnik nagrzałam do 180'C. Babkę piekłam przez około 40 minut. Po upieczeniu odczekałam kilka minut, a potem pozwoliłam jej wystygnąć na kratce. Pozostawiona w formie staje się zbyt mokra.







Babkę pokroiłam na plastry i podawałam z jogurtem greckim z dodatkiem natki pietruszki.
Plastry babki można odgrzewać na patelni. Jest dobra do mięs, pod warunkiem, że zdejmiemy boczek czy szynkę. Świetne są do niej również podsmażone pieczarki z cebulą i natką pietruszki.





piątek, 19 kwietnia 2013

kruche ciasteczka z dziurką, kajmakiem i czekoladą

Po ostatnim wpisie na temat kuchni marokańskiej ujawnili się chętni, którzy mieliby ochotę na bezpośrednie odkrycie tego obszaru kulinarnego. Ja mam na to coraz większą. Zaczynam myśleć nad logistyką tego wyjazdu; może ktoś już tam był i ma ochotę podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniami? Byłoby świetnie i myślę, że nie tylko ja bym skorzystała.
Dzisiaj na chwilę zmiana tematu, chociaż nie do końca, bo same ciasteczka są oryginalnie libańskie, ale nadzienie całkowicie moje.
Wielkanoc minęła a wraz z nią czas mazurkowego kajmaku. Nie musiałam długo myśleć nad kolejnym, tym razem poza świątecznym, zastosowaniem tej pyszności. Jeżeli doda się do niego trochę gorzkiej czekolady, smak jest nie do opisania.
Ciasteczka są doskonałym malutkim deserem po libańskich sałatach i marokańskich keftach. Wyglądają efektownie, a do czarnej są kawy doskonałe.





Składniki:

ciasteczka:

300g mąki pszennej
250g zimnego masła, pokrojonego w kostki
70g cukru
1 jajko
2 łyżki mleka







nadzienie:

3/4 kubka białego cukru
śmietanka kremówka, czyli 30%, na wyczucie

około 130g gorzkiej czekolady
1 1/2 łyżki masła, roztopionego w garnuszku






Jak zrobiłam:


1.   Masło roztarłam palcami z mąką, aż masa przypominała kruszonkę.

2.   Dodałam cukier i wmieszałam w masę. 

3.   Jajko ubiłam z mlekiem i porcjami wlałam do masy. Zagniotłam ciasto, aż składniki się połączyły - trwało to chwilę. Potem krótko, przez około 1 minutę, wyrabiałam ciasto, aż było zupełnie gładkie. Zawinęłam je w folię i włożyłam do lodówki na około 30 minut.

4.   Piekarnik rozgrzałam do 180'C. Ciasto rozwałkowałam na placek o grubości około 2mm. Wycięłam w nim 24 kółka o średnicy 6cm. Połowę z nich ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i piekłam przez 15 minut. Trzeba uważać, bo łatwo je przypalić, są bardzo delikatne.

5.   W pozostałych 12 krążkach wycięłam 2cm krążki po środku. ciasteczka z dziurką piekłam przez 15 minut.







Czas na przygotowanie nadzienia. Ciasteczka rozłożyłam na kratce, żeby wystygły. Zabrałam się za kajmak.


kajmak:

Na patelnię wysypałam cukier i na średnim ogniu czekałam aż się rozpuści. Kiedy był płynny, zaczęłam wlewać kremówkę, powoli, cały czas mieszając drewnianą łyżką. Można na ten czas zestawić patelnię z ognia, ja go zmniejszam. Mieszałam, aż masa była gładka i aksamitna. Jeżeli powstaną 'kluski', cierpliwie mieszajcie, rozpuszczą się. Trzeba samemu regulować ilość kremówki. Kajmak stężeje po pewnym czasie.






Kajmakiem posmarowałam spody ciasteczek. Przykryłam je wierzchami z dziurką. Dziurki jeszcze dopełniłam kajmakiem.


czekolada:

W garnuszku roztopiłam masło. Czekoladę połamałam na kawałki. Do gorącego masła wrzucałam kawałki czekolady i mieszałam, aż czekolada się rozpuściła całkowicie, na błyszczącą masę. Masą smarowałam brzegi ciasteczek. Czekolada musi zastygnąć, a więc ciasteczka trzeba odłożyć w chłodne miejsce na jakiś czas.



środa, 17 kwietnia 2013

kefta, czyli marokańskie klopsiki według Jamie Olivera

Jestem absolutnie zafascynowana kulinarnymi klimatami Libanu, o tym już pisałam, pisałam też o kuchni żydowskiej, którą uwielbiam, a teraz, dzięki podróżom Jamie Olivera, spodobała mi się kuchnia Maroka.
Nigdy tam nie byłam, ale chyba już czas najwyższy się wybrać, bo i widoki z uliczek i targów Marrakeszu są przepiękne, i potrawy sprzedawane na straganach kuszące, a Maroko kusi mnie od dawna.
Kuchnie wschodnie i północnoafrykańskie opierają się na przyprawach, których jest w nich ogromna różnorodność i nie warto zabierać się za gotowanie tych potraw bez sporego zaplecza tych dodatków. Ja ostatnio odkryłam sklepik, w którym jest wszystko, czego potrzeba w kuchniach orientalnych, dzięki któremu będę mogła zgłębiać te kuchnie. Marzę jeszcze o odkryciu miejsca, w którym mogłabym regularnie zaopatrywać się w świeżą jagnięcinę, bo z tym jest krucho. Mimo, że zachęcają nas wszędzie do jedzenia tego mięsa, bo zdrowe, polskie i chude, bardzo trudno je kupić.
Kefty powinny być zrobione właśnie z mięsa jagnięcego, chociaż wołowina, zgodnie z tym, co mówi Jamie Oliver, też jest bardzo dobra i nadal pozostaje w klimacie marokańskim.




 

Składniki:

500g mielonej wołowiny
1 mała czerwona cebula, starta na tarce o drobnych oczkach
1 łyżeczka mielonego kminu
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonej papryki
kawałek świeżego imbiru, starty na tarce
pęczek świeżej kolendry, posiekany (ja pominęłam, nie miałam kolendry)
sól morska
pieprz





Jak zrobiłam:

1.   Wszystkie składniki, czyli mięso z przyprawami, włożyłam do miski i rękami dokładnie wymieszałam na gładką masę.

2.   Masę podzieliłam na 4 części, a z każdej zrobiłam 5 kulek. Klopsiki ułożyłam na tacy, przykryłam folią i włożyłam do lodówki na 30 minut.







3.   Nieprzywierającą patelnię dobrze rozgrzałam na średnim ogniu. Kefty skropiłam oliwą i smażyłam na średnim ogniu przez 7 - 10 minut, cały czas przewracając kotleciki. Muszą być upieczone w środku, ale nie przypieczone.
Można je również piec na suchej patelni grillowej.





Klopsiki są doskonałe z różnymi sałatami, z pitą, z bagietką i sałatą, pyszne. Są kruche, aromatyczne, świeże w smaku, a mięso wołowe kruche i delikatne.
Bardzo dobrym dodatkiem do nich są kiszone cytryny (na zdjęciu, zrobione przeze mnie).
Ostatnio podałam przepis na libańską sałatę z pomarańczy z cebulą i granatem, do niej właśnie podałam kefty z pieczywem, kompozycja doskonała, a co najważniejsze, zrobienie całości zabiera bardzo mało czasu. 
Wkrótce kolejne libańskie pomysły na sałaty, na przykład grapefruity z czerwoną cebulą. 



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

libańska sałata z pomarańczy i czerwonej cebuli z granatem

Wiosna powoduje, że wszyscy myślimy o formie i wyglądzie. Bieganie, sport, nowe wiosenne kreacje, wszystko to oczywiście przyczyni się do dobrego samopoczucia, ale bazą jest dieta.
Nie myślę tu o diecie odchudzającej, ale po prostu zdrowej. Ja sama nie mam problemu z jedzeniem warzyw czy owoców, bo one stanowią podstawę mojego odżywiania. Nie z zasady, ale z upodobania; najbardziej lubię warzywa, surowe i gotowane, pod warunkiem, ze nie są rozgotowane. Cała reszta, czyli mięso, pierogi, pasta .... jest do nich dodatkiem, z którego łatwo mi zrezygnować. Problem w tym jednak, że nudzę się tymi samymi przepisami i kompozycjami sałat, i stąd nieustannie poszukuję nowości. A przy okazji, może moje poszukiwania zachęcą i zainspirują tych, którzy nie są miłośnikami sałat, a chcą coś zmienić w swojej diecie.







Dzisiaj sałata, która mnie zachwyciła.
Pomijam to, że zakochałam się w kuchni libańskiej, bo o tym już pisałam. Ta sałata to niesamowita kompozycja smaków owoców z warzywami, z dodatkiem dressingu prostego, ale nietypowego dla owoców. Przepis pochodzi z książki Salmy Hage.


Składniki:

4 pomarańcze, obrane, bez pestek
1 mała czerwona cebula
1/2 bulwy kopru włoskiego, czyli fenkuła
około 100g pestek granatu

dressing:
2 ząbki czosnku, posiekane
2 łyżki octu z wina czerwonego (ja dodałam odrobinę balsamico) 
2 łyżki oliwy extra virgin





Jak zrobiłam:

1.   Pomarańcze pokroiłam w cienkie plasterki. Wrzuciłam do miski.
2.   Cebulę pokroiłam w piórka, dodałam do pomarańczy.
3.   Fenkuł podobnie, jak resztę składników pokroiłam w cieniutkie plasterki i połączyłam z resztą składników w misce.






4.   Składniki dressingu wymieszałam w miseczce. 
5.   Owoc granatu przepołowiłam i wydłubałam z niego nasiona.
6.   Składniki sałaty wymieszałam, skropiłam dressingiem i posypałam ziarnami granatu.




Całość udekorowałam zielonymi pędami kopru, które też są pyszne i nie powinno się ich wyrzucać.
Do sałaty zrobiłam kefty marokańskie i podałam świeże pieczywo pszenne.



piątek, 12 kwietnia 2013

libańskie ciasteczka z ricottą i konfiturą z róży

Jestem nieustająco zafascynowana kuchnią libańską. Jest w niej niesamowite bogactwo smaków i barw, kształtów i form. Kuchnia z tego regionu jest wyszukana i jednocześnie zwykła, tchnąca świeżością i prostotą. Podoba mi się jej estetyka, zarówno od strony wizualnej jak i smakowej.
Mam nadzieję, że moja fascynacja udzieli się innym, także tym, którzy zechcą wziąć udział w moich kolejnych warsztatach.
Moje ostatnie libańskie zawijańce cieszyły się dużą popularnością. Wkrótce zaproponuję do nich sałaty o niecodziennych smakach, proste ale ciekawe.
Teraz czas na coś słodkiego. Ciasteczka z ricottą i różą to po prostu niebo w gębie.






Składniki:
ilości wystarczają na około 12 ciastek

300g mąki pszennej
250g masła, schłodzonego i pokrojonego na kawałki
70g białego cukru
1 jajko
2 łyżki mleka
250g sera ricotta
3 łyżki śmietany 30% - kremówki
2 łyżki cukru pudru
około 2 łyżki konfitury z róży








Jak zrobiłam:

1.   Masło roztarłam palcami z mąką, aż masa przypominała kruszonkę.

2.   Dodałam cukier i wmieszałam w masę. 

3.   Jajko ubiłam z mlekiem i porcjami wlałam do masy. Zagniotłam ciasto, aż składniki się połączyły - trwało to chwilę. Potem krótko, przez około 1 minutę, wyrabiałam ciasto, aż było zupełnie gładkie. Zawinęłam je w folię i włożyłam do lodówki na około 30 minut.








4.   Piekarnik rozgrzałam do 180'C. Ciasto rozwałkowałam na placek o grubości około 2mm. Wycięłam w nim 24 kółka o średnicy 6cm. Połowę z nich ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i piekłam przez 15 minut. Trzeba uważać, bo łatwo je przypalić, są bardzo delikatne.

5.   W pozostałych 12 krążkach wycięłam 2cm krążki po środku. ciasteczka z dziurką piekłam przez 15 minut.






Wszystkie ciasteczka wystudziłam na kratce. 

6.   Ricottę ubiłam z kremówką, a potem dodałam cukier puder i dobrze wymieszałam. Ricottę nałożyłam na wystudzone spody ciasteczek. Przykryłam każdy spód ciasteczkiem z dziurką i przycisnęłam, aż ricotta zaczęła się wyciskać bokami. Potem dołożyłam jeszcze trochę ricotty w środki ciasteczek.






Po środku każdego ciasteczka nałożyłam po pół łyżeczki konfitury różanej. 

Po pewnym czasie masa z ricotty lekko stężała. Ciasteczka można lekko posypać cukrem pudrem. 
Kombinacja smaków ricotty z kremówką i cukrem pudrem, maślanego ciasteczek i niesamowitej słodkości róży jest cudowna. 
To moje ulubione ciasteczka.







niedziela, 7 kwietnia 2013

libańskie turnovers, czyli zawijańce ze szpinakiem

Zachwyciłam się kuchnią żydowską, wschodnią, arabską, a ostatnio urzekła mnie libańska.
Moją najnowszą kuchenną biblią jest książka Salmy Hage. Piękne zdjęcia, zachęcające i kryjące w sobie obietnicę nowych smaków przepisy, a wykonanie i składniki w zasięgu ręki i umiejętności.
Wypróbowałam już kilka, a dzisiaj wyjątkowy pomysł na...no właśnie, nie wiem, jak oddać nazwę tego wytrawnego wypieku.
Jest to rodzaj pieczonych drożdżowych pasztecików, ale samo ciasto jest bliskie naszym podpłomykom. Zostawiłam nazwę turnovers, chociaż myślę, że 'Zawijańce' to doskonałe tłumaczenie; formuje się je właśnie przez zawijanie boków. To, co powstaje ma trochę nietypową ale uroczą formę, a smak wyjątkowy.







Składniki:
ciasto:

200g mąki chlebowej pełnozbożowej, ja użyłam żytniej 2000
175g mąki pszennej
1 opakowanie (8g) suchych drożdży
1 i 1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki oliwy virgin
około 300ml gorącej wody
1 jajko lekko ubite z 2 łyżkami wody






nadzienie:

250g szpinaku, bez twardych łodyg, rozdrobnionego
4 małe cebule, pokrojone w drobną kostkę
sok z 1 cytryny
5 łyżek oliwy virgin
1 por, cienko pokrojony
1 łyżeczka sumaka mielonego
1 łyżeczka przyprawy 7 spices 
sól, pieprz







Jak zrobiłam:
ciasto:

1.   Do miski wsypałam oba rodzaje mąki, dodałam sól i drożdże. Wymieszałam, po środku zrobiłam dołek i wlałam oliwę. Stopniowo dodawałam gorącą wodę i zaczynałam wyrabiać. Ilość wody można zmniejszać lub zwiększać, w zależności od konsystencji ciasta. 

2.   Ciasto wyrabiałam przez około 10 minut. Jeżeli jest za mokre, trzeba podsypywać mąkę, jeżeli za suche, można dodać trochę wody.

3.   Przełożyłam do natłuszczonej miski, przykryłam folią spożywczą i zostawiłam na 1 godzinę do wyrośnięcia. Ciasto pięknie wyrosło, podwoiło swoją objętość.





Kiedy ciasto rosło, przygotowałam nadzienie.

nadzienie:

1.   Podgrzałam oliwę. Dodałam por i cebulę i smażyłam przez 5-8 minut, mieszając. Dodałam przyprawy i cytrynę i gotowałam przez 1 minutę.

2.   Dodałam szpinak i dusiłam aż zmiękł. Przyprawiłam i wystudziłam


4.   Piekarnik rozgrzałam do 230'C. Wyrośnięte ciasto lekko wyrobiłam jeszcze raz. Podzieliłam je na 20 części, z każdej uformowałam kulkę. Kulki lekko oprószyłam mąką. Każdą rozwałkowałam na równe, okrągłe placki.

5.   Po środku każdego placka nakładałam nadzienie, a brzegi lekko zwilżałam wodą. Zawijałam brzegi na trzy do środka, zlepiając krawędzie. Zawijańce posmarowałam z wierzchu jajkiem rozbełtanym z wodą. Piekłam przez na natłuszczonej blaszce przez około 20 minut, aż były lekko złociste z wierzchu. 





Zawijańce najlepsze są na gorąco, prosto z piekarnika. W najbliższych dniach podam przepisy na sałaty w stylu libańskim, orzeźwiające i niezwykłe w swoich kompozycjach składników.

Inna propozycja nadzienia:

200g zielonej fasolki (użyłam mrożonej)
opakowanie białego serka śmietankowego
cebula pokrojona w kostkę
ser cheddar starty na drobnych oczkach
sól, pieprz
Wszystkie składniki nadzienia wymieszałam i na chwilę wstawiłam do lodówki, żeby nadzienie stężało.