niedziela, 30 listopada 2014

ciasto burakowo czekoladowe z polewą z serka śmietankowego

Ciasto burakowe wygląda i smakuje świątecznie. To właściwie bardziej wykwintny deser niż ciasto.
Jest aksamitne i wilgotne, o pięknej wiśniowo brązowej barwie, kremowej konsystencji, i wreszcie przykryte grubą puszystą śmietankową warstwą, jak śniegiem. A na stole wygląda niesamowicie.

Moje ciasto burakowe było przebojem na wielu imprezach kulinarnych, odniosło również ogromny sukces na Zielonym Targu, na którym, przez ponad pół roku, co sobotę sprzedawałam swoje wypieki.
Nie miałabym odwagi pojawić się na targu bez tego ciasta, po które niektórzy klienci przyjeżdżali z odległych części miasta.
Robiłam jew dwóch wariantach, z białą albo czekoladową polewą, i każdy miał swoich zdecydowanych zwolenników.
Z pewnością nie należy do tych najłatwiejszych i najszybszych wypieków, ale warto włożyć trochę wysiłku i zrobić wrażenie na gościach świątecznych.
Dodatkowym jego walorem jest to, że może być przechowywane w chłodnym miejscu przez 5-6 dni, a z każdym dniem zyskuje na smaku.








Składniki:
na tortownicę 26 - 27cm

ciasto:

300g buraków, umytych i ugotowanych w skórce, a potem obranych i startych na tarce o drobnych oczkach
250g gorzkiej czekolady
70ml espresso albo bardzo mocnej kawy
250g masła o temperaturze pokojowej, pokrojonego w kostkę
170g mąki pszennej
4 duże łyżki kakao naturalnego
 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
6 jajek
szczypta soli
250g cukru

polewa:

1 duża łyżka masła rozpuszczonego
około 100g serka śmietankowego typu 'Twój Smak' albo 'Philadelphia'
szczypta soli
1 i trochę kubka cukru pudru
 1 łyżka soku wyciśniętego z cytryny
szczypta maku




 




Jak zrobiłam:

ciasto:

1.  Przygotowałam buraki jak wyżej. W kąpieli wodnej, czyli mniejszym garnku ustawionym nad
większym z płytką warstwą wody na dnie, na małym ogniu, rozpuściłam połamaną na kawałki czekoladę, starając się nie mieszać. Kiedy była miękka, dodałam espresso, przemieszałam raz.
Zdjęłam z ognia i dodałam masło. Poczekałam, mieszając od czasu do czasu, aż się rozpuściło.

2.   Oddzieliłam żółtka od białek. Białka ubiłam ze szczyptą soli na sztywno. Żółtka dodałam po jednym, cały czas mieszając, do masy czekoladowej. Na koniec dodałam buraki i całość delikatnie wymieszałam łyżką.

3.   Do ubitych na sztywno białek wsypałam cukier porcjami i delikatnie wymieszałam całość łyżką. Połączyłam białka z masą czekoladowo buraczaną ostrożnie, ale dokładnie.

4.   Mąkę wymieszałam z proszkiem i kakao, dodałam na końcu do masy czekoladowo buraczanej, delikatnie wymieszałam łyżką.

5.   Piekarnik rozgrzałam do 180'C. Formę wyłożyłam papierem do pieczenia. Masę przełożyłam do formy i piekłam całość przez około 40 minut, do prawie suchego patyczka.
Ciasto może się po środku lekko ruszać, tak jak to się dzieje przy pieczeniu sernika.


polewa:

W garnuszku rozpuściłam łyżkę masła, dodałam cukier puder, serek śmietankowy, szczyptę soli, 1 łyżkę soku z cytryny i wymieszałam mikserem na bardzo gładką masę. Jeżeli jest za sucha, można dodać 1 - 2 łyżki śmietany kremówki.
Pokryłam wierzch wystudzonego ciasta. 
Posypałam makiem.







sobota, 29 listopada 2014

muffiny bananowe z kawałkami czekolady

Przeglądałam leniwie blogi i przepisy, bez żadnego konkretnego planu czy potrzeby, i zupełnie nie pamiętam w jaki sposób wpadłam na bloga Vegazone i przepis na muffiny bananowe tam właśnie.
Bywa tak, że skład i procedura wypieku tak mi się podobają, że po sprawdzeniu, czy wszystko co potrzebne mam pod ręką, natychmiast przechodzę do działania. Tak właśnie było w tym przypadku. Autorka przekonywała, że są to absolutnie najlepsze, wilgotne i mocno bananowe muffiny, dałam więc przepisowi szansę i nie pożałowałam, muffiny są rzeczywiście doskonałe. A tak przy okazji, mam nadzieję, że moi studenci to potwierdzą.

Banany nie należą do moich ulubionych owoców, ale w ciastach sprawdzają się doskonale. Nadają im odpowiednią ciężkość i wilgotność, nie mówiąc o smaku. Dzięki masie bananowej można użyć mniej mąki, tłuszczu i jajek, są doskonałym spoiwem i wypełniaczem ciasta.







Składniki:
na 12 sztuk

mokre:

3 duże banany, dokładnie rozgniecione widelcem na papkę
1/2 kubka maślanki albo jogurtu naturalnego
1 jajko
1/2 kubka roztopionego masła 

suche:

1 i 3/4 kubka mąki pszennej
3/4 kubka brązowego cukru
1 cukier waniliowy
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
100g grubo posiekanej gorzkiej czekolady 





Jak zrobiłam:

1.   Wymieszałam w jednej misce wszystkie składniki suche, w drugiej wszystkie mokre. Połączyłam obie masy, wymieszałam ale nie ubijałam, bo ciasto powinno być gęste i grudkowate.

2.   Otwory w formie na muffinki wyłożyłam papilotkami i napełniłam je masą do wysokości 3/4 każdego otworu; tak naprawdę to przekroczyłam ten poziom i muffiny tak urosły, że 'wychodziły' z formy, lepiej więc pilnować tego poziomu.

3.   Piekłam w 180'C przez około 20 minut, aż były złociste na wierzchu. 





Muffiny można pokryć czekoladą - zrobiłam to już po zrobieniu zdjęć, są wtedy jeszcze lepsze.

polewa czekoladowa:

100g gorzkiej czekolady
1 łyżka miękkiego masła
1/3 kubka śmietany kremówki


W rondelku podgrzałam kremówkę aż się zagotowała. Zestawiłam i wrzuciłam połamaną na kawałki czekoladę. Odczekałam chwilę, aż zmiękła. Wymieszałam dokładnie, aż masa była gładka. Dodałam masło i wmieszałam je w masę. Posmarowałam wierzch każdej muffiny, polewa czekoladowa zastygnie całkowicie po jakimś czasie.



czwartek, 27 listopada 2014

świąteczne ciasto marcepanowe z kremem czekoladowym

Dzisiaj powiało zimą. To pierwszy taki dzień tej jesieni, kiedy naprawdę poczułam, że zima, a z nią Święta się zbliżają. I gdyby nie grypa wykańczająca mnie od jakiegoś czasu, moja radość byłaby ogromna. Bardzo lubię zimę, śnieg i mróz, Boże Narodzenie i choinkę, i wszystko co się z nimi wiąże, ale bardzo nie lubię zimowego chorowania.
No i właśnie, plany co do zapełnienia mojego bloga przepisami świątecznymi miałam ogromne, ale pokrzyżowała je grypa, na szczęście już opanowana, a więc wracam do życia i do przepisów.

Dzisiejsze ciasto jest wyjątkowe i zdecydowanie świąteczne. Nie jest dietetyczne, nie ma co udawać, jest bogate, ciężkie, słodkie i kaloryczne, czyli takie, jakie powinno być ciasto świąteczne.






Składniki:

na małą tortownicę, około 21cm

Najlepiej użyć naczynia żaroodpornego o odpowiedniej średnicy, pieczemy zanurzając formę do połowy w wodzie, naczynie musi być szczelne. Blaszka, pomimo, że wyłożona papierem do pieczenia, przepuszcza wodę.


280g marcepanu
275g jajek  ( jedno jajko ma ok. 50-70 g)
50g cukru
75g mąki pszennej typ 550
50g masła
13g proszku do pieczenia
kieliszek Amaretto


krem:

ilości na małą tortownicę

75g rodzynek
4 duże łyżki brandy
200g gorzkiej czekolady
150g miękkiego masła
150g cukru pudru
50g orzechów włoskich, posiekanych 







Jak zrobiłam:

ciasto:

Mąkę połączyłam z proszkiem do pieczenia. Jajka ubiłam z cukrem. Masło rozpuściłam, lekko przestudziłam i połączyłam z marcepanem.
Dodawałam porcjami masę jajowo-cukrową, a na końcu mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Dodałam Amaretto i wszystkie składniki wymieszałam łyżką, do czasu połączenia w jednolitą masę.

Masę wylałam do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia ( nie była całkowicie szczelna, lepiej użyć okrągłego naczynia żaroodpornego ), którą włożyłam do większego naczynia napełnionego wodą tak, żeby naczynie z ciastem było zanurzone do połowy. 
Piekłam w temperaturze około 150 °C przez 45 - 50 minut.


krem:

1.   Namoczyłam rodzynki w brandy.

2.   Czekoladę rozpuściłam w kąpieli wodnej. Odstawiłam, powinna być letnia.

3.   W osobnej misce ubiłam masło z cukrem, a potem energicznie wmieszałam w nie rozpuszczoną czekoladę. Dodałam orzechy i rodzynki z brandy.

4.   Wystudzone całkowicie ciasto przekroiłam horyzontalnie. Krem podzieliłam na dwie części, pierwszą posmarowałam spód, a drugą pokryłam wierzch ciasta. Udekorowałam.







niedziela, 23 listopada 2014

świąteczne ciasteczka maślano - pomarańczowe w kratkę

Nie przepadam za ciasteczkami. Zdecydowanie wolę kawałek ciasta, wilgotny, konkretny, aromatyczny i kaloryczny. A jednak, czy można przeżyć Święta bez pierniczków czy ciasteczek maślanych? Nie można. Są jednak warunki, a właściwie jeden, który ciasteczka i  pierniczki muszą spełnić, muszą być absolutnie doskonałe. Nie suche, nie nudne i nie bez wyrazu. Ciasteczka muszą być maślane i kruche do ostatniego okruszka, a pierniczki miodowe i delikatnie chrupiące albo lekko żujące.
Ciasteczka, na które przepis znalazłam na blogu 'Świat Pachnie Szarlotką', a który oryginalnie pochodzi z 'My Kitchen', wpisują się w moje kryteria doskonałych ciasteczek świątecznych bez zastrzeżeń; są maślane, z przyjemnie pomarańczową nutą, delikatne i bardzo kruche. A wykonanie? Proste i szybkie, stuprocentowe jeżeli chodzi o gwarancję sukcesu.
Takie przepisy cenimy sobie najbardziej.







Składniki:
na około 25 - 27 ciasteczek

250g masła o temperaturze pokojowej
110g cukru pudru
250g mąki pszennej
150g mąki ziemniaczanej
szczypta soli
skórka starta z 1 i 1/2 pomarańczy






uformowane ciasteczka




Jak zrobiłam:

1.   Masło utarłam z cukrem na puszystą masę. Dodałam skórkę z pomarańczy i jeszcze raz dobrze wymieszałam mikserem.
Oba rodzaje mąki z solą połączyłam i dodałam do masy maślanej. Szybko wyrobiłam gładkie ciasto.

2.   Ciasto uformowałam w kulę, zawinęłam w folię i włożyłam do lodówki na 30 minut.

3.   Kulę podzieliłam na 2 części, jedną zostawiłam zawiniętą w lodówce, a z drugiej uformowałam małe kulki. Ułożyłam je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Każdą rozpłaszczyłam widelcem, stąd kratka na wierzchu ciasteczek.
Piekłam w piekarniku rozgrzanym do 170'C przez 12 - 14 minut. Trzeba bardzo uważać, żeby się nie przypaliły, są bardzo delikatne.
Po wyjęciu zostawiłam na parę minut na blaszce, a potem przełożyłam na kratkę do wystygnięcia.

Czynności powtórzyłam z drugą porcją ciasta.







Ciasteczka po wystudzeniu najlepiej włożyć do puszki.






piątek, 21 listopada 2014

makowiec z kruszonką na maślanym spodzie z kaszą gryczaną

Zimową porą piekę zimowe ciasta. A moje ciasta zimowe to piernik, makowiec i ciasto marchwiowe, to też świąteczne ciasto marcepanowe z wiśniami, czy czekoladowe przekładane czekoladowym kremem z mascarpone.
Ale dzisiaj będzie o makowcu. Takim innym, takim, w którym treść ciasta stanowi mak z dodatkami, maślana i aromatyczna, wilgotna i dobrze doprawiona masa makowa.
Kasza gryczana ugotowana do zrobienia placków podsunęła mi pomysł na spód. Kasza, która ma smak lekko orzechowy, świetnie komponuje się z makiem. Warstwa jabłek usmażonych w brązowym cukrze dopełnia całość, przełamując smaki lekko kwaśną nutą.









Skladniki:

spód:

około 60g kaszy gryczanej, ugotowanej na sypko
80g masła, roztopionego w garnuszku
10 - 12 herbatników pełnozbożowych - moje ulubione to Łakotki, zmielonych albo rozgniecionych przy pomocy wałka
szczypta soli
2 - 3 łyżki brązowego cukru

kilka łyżek mielonych orzechów włoskich

masa makowa:

200g maku mielonego 
200ml mleka
100 - 120g cukru
łyżeczka esencji waniliowej
2 -3 łyżki miodu
2 - 3 łyżki masła
2 -3 łyżki rumu - opcjonalnie

2 duże jabłka, obrane i pokrojone w plasterki
kilka łyżek brązowego cukru

kruszonka:

100g miękkiego masła
100g cukru pudru
100g mąki
1 żółtko
maleńka szczypta soli






Jak zrobiłam:

spód:

Kaszę, cukier, sól i rozdrobnione herbatniki wymieszałam z roztopionym masłem. Powstałą masę wyłożyłam na spód 23 cm formy - tortownicy, wyłożonej papierem do pieczenia. Dobrze ugniotłam i odstawiłam, żeby zastygła.

mak:

Mleko ze wszystkimi dodatkami zagotowałam. Wsypałam do niego zmielony mak i na maleńkim ogniu, ciągle mieszając, krótko gotowałam, aż mak napęczniał. Odstawiłam do ostygnięcia.

jabłka:

Pokrojone jabłka smażyłam z dodatkiem cukru na małym ogniu, aż jabłka trochę zmiękły, ale jeszcze były kruche.

kruszonka:

Mąkę wymieszałam z cukrem, dodałam miękkie masło i żółtko i ugniotłam. Uformowałam duże kawałki kruszonki i na moment włożyłam do zamrażalnika.

Na zastygły spód, całą jego powierzchnię,  wysypałam mielone orzechy. Na tej warstwie ułożyłam jabłka, a na nich warstwę masy makowej. Rozprowadziłam równo. Posypałam kruszonką i piekłam przez około 40 minut, aż kruszonka się zrumieniła.





Nie będę zachwalać tego ciasta, bo wydaje mi się, że składniki mówią same za siebie. Mak z kruszonką już daje gwarancję sukcesu, a spód i warstwa jabłek zdecydowanie się do tego przyczyniają.




niedziela, 16 listopada 2014

gnocchi dyniowe z klarowanym masłem szałwiowym

Nie mogę się dynią nacieszyć, a przecież to już ostatnie jej chwile na rynkach. Tyle miałam pomysłów na dynię w kuchni, a kiedy jesień zmierza zdecydowanie ku zimie, mam przekonanie, że nie wykorzystałam jej w pełni, a co gorsza, już tego nie zrobię i że bardzo mi będzie dyni brakowało w gotowaniu.
Dzisiaj o moich pierwszych gnocchi z dyni.
To chyba najlepsze gnocchi jakie jadłam i jakie zrobiłam.
Gnocchi, to nic innego jak nasze kluski albo kopytka. Jeżeli trzymamy się właściwych proporcji składników, są puszyste, lekkie i najpyszniejsze. Zawartość dyni gwarantuje tę delikatność, a do tego nadaje kluskom ciekawy, głębszy smak i piękny kolor. Masło szałwiowe pasuje do gnocchi o smaku dyni najlepiej.






Składniki:

300 g puree dyniowego (z ok. 700 - 800 świeżej dyni)
300 g serka ricotta lub twarogu śmietankowego
160g mąki pszennej typ 500 (np. poznańskiej) + do formowania
1 żółtko
szczypta soli

1/2 kostki masła klarowanego

jak robimy masło klarowane
 topimy masło w rondelku na bardzo wolnym ogniu, zbieramy łyżką z wierzchu szumowiny powstające w trakcie podgrzewania, a potem zlewamy masło ostrożnie, nie naruszając osadu na dnie rondelka

kilkanaście listków świeżej szałwii

Jak zrobiłam:

Dynię obrałam, pokroiłam i podpiekłam w mocno nagrzanym piekarniku przez kilkanaście minut, aż zmiękła, a potem zblendowałam na puree; można ją również ugotować na parze, ale wtedy trzeba odcedzić puree, żeby nie było zbyt mokre.

Wymieszałam dynię z serkiem ricotta, dodałam szczyptę soli i dobrze wymieszałam. Dodałam żółtko i ponownie wymieszałam.

Wsypałam 1/2 mąki, wymieszałam, dodałam resztę, wymieszałam. Ciasto było bardzo miękkie i lepkie, ale lepiej nie dodawać więcej mąki, bo kluski stracą na puszystości. Uformowałam kluski: wysypałam na stolnicę spora ilość mąki, nakładałam czubatą łyżkę masy, posypywałam mąką i delikatnie "kulałam" rulonik grubości palca, który dość drobno pokroiłam, bardzo delikatnie.

Wrzucałam gnocchi na wrzącą wodę, gotowałam około 1 - 2 minuty po wypłynięciu. Kluseczki są bardzo miękkie, trzeba uważać, żeby ich nie rozgotować. Wyjmowałam bardzo delikatnie łyżką cedzakową, wykładałam odsączone na półmisek.
Wcześniej przygotowałam masło klarowane. Podgrzałam je, wrzuciłam do gorącego listki szałwii i polałam kluseczki już na talerzach.









Gnocchi są najlepsze następnego dnia, podsmażone na maśle klarowanym i posypane posiekaną szałwią.

sobota, 15 listopada 2014

wegańska kostka jaglana z morwą i jabłkiem

Pamiętacie morwę? Nie widuje się jej już często. Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam morwę suszoną na półce ze zdrową żywnością. 
Nie jestem weganką, a jednak bardzo lubię tę kuchnię i cieszy mnie eksperymentowanie w kuchni w tym duchu.
Niedawno odkryłam kaszę jaglaną dla wypieków słodkich. Jest doskonałą bazą, która świetnie komponuje się z różnymi smakami i przyprawami; rozgrzewająco łagodna, wręcz balsamicznie działająca na system trawienny, przyjmuje wszystkie dodatki i smaki i tworzy z nimi piękną nową kompozycję.

Dzisiaj kolejny pomysł na deser czy śniadanie, kostka waniliowa z kaszy jaglanej z jabłkiem i suszoną morwą. 




 



Składniki:

500g kaszy jaglanej ugotowanej na miękko

1/2 kubka płatków owsianych

1/3 kubka brązowego cukru

1 łyżeczka esencji waniliowej

szczypta soli

garść orzechów laskowych, posiekanych na grube kawałki

garść morwy suszonej

1 duże jabłko, obrane ze skórki i starte na tarce o grubych oczkach

2 łyżki oleju kokosowego

3-4 łyżki miodu








Jak zrobiłam:

Kaszę jaglaną opłukałam dokładnie, zalałam zimną wodą i gotowałam, aż była miękka. Ostudziłam. Wymieszałam ze startym jabłkiem, olejem kokosowym i płatkami owsianymi. Dodałam wanilię, sól, cukier, i miód, wymieszałam. Wrzuciłam orzechy i morwę, połączyłam.
Blaszkę 20 x 20 cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzałam do 180'C.
Piekłam około 40 minut, aż wierzch był brązowy, a konsystencja w miarę stała. Kostka stężeje po wystygnięciu, ale będzie nadal wilgotna.














piątek, 14 listopada 2014

placki z kaszy gryczanej i buraka

Kasza gryczana to świetny materiał wyjściowy do twórczości kulinarnej, zdrowy, smaczny i bardzo wdzięczny.
Ugotowałam około 300 gramów kaszy, ot tak sobie, bez żadnego szczególnego pomysłu na nią. Kiedy jednak była już gotowa i apetycznie zapachniała orzechami, już wiedziałam, co z niej zrobię. Nie mogłam się jednak zdecydować, czy na słono, czy na słodko, wykorzystałam ją więc w obu wariantach. Swoją drogą najczęściej tak robię, kiedy stoję przed wyborem swetra, czarny czy szary, myślę sobie, a jakby tak oba?
Dzisiaj będzie o tym słonym, czyli plackach z kaszy gryczanej, a następnym razem o makowcu na kaszy gryczanej.
Placki zrobiłam prawie wyłącznie z kaszy. Okazało się, że świetnie można je smażyć, nie przywierają, mają stałą i nie rozpadającą się konsystencję, a smak fantastyczny.






Składniki:

Ilości składników, których użyłam są w miarę precyzyjne, ale nic się nie stanie, jeżeli któregoś będzie trochę mniej czy więcej, najważniejsze jest, żeby uzyskać gęstą, spójną, ale nie za ciężką konsystencję masy.

180-200g kaszy, ugotowanej zgodnie z instrukcją na opakowaniu
1 dość duży burak, starty na tarce o grubych oczkach
1 cebula, starta na grubych oczkach
2 łyżki mąki
1/2 rzadkiego jogurtu naturalnego
2 jajka
sól, pieprz

olej słonecznikowy albo rzepakowy do smażenia





Jak zrobiłam:

Przestudzoną kaszę wymieszałam ze startym burakiem i cebulą. Dodałam jogurt, rozprowadziłam. Wbiłam jajka i wymieszałam dokładnie. Teraz czas na mąkę - u mnie wystarczyły 2 łyżki, żeby ciasto lekko zagęścić i połączyć składniki, ale trzeba jej dodać z wyczuciem, być może trochę więcej, masa nie może być za rzadka.
Doprawiłam solą i pieprzem
Na patelni bardzo dobrze rozgrzałam olej słonecznikowy - nie za dużo, tyle, żeby dobrze natłuścił spód, łyżką formowałam placki i smażyłam z obu stron, 2-3 minuty z każdej.







I to wszystko. Placki podawałam z jogurtem greckim i plasterkami wędzonego łososia. Jutro smażę kolejną porcję.

poniedziałek, 10 listopada 2014

wegański baton jaglano owsiany

Taka teraz u mnie potrzeba, jadania i pieczenia zdrowo. Chyba na przekór temu, że wieczory coraz dłuższe i, mimo ciepłej jesieni, coraz chłodniejsze, no i ochota do podjadania coraz większa.
Postanowiłam te chęci ukrócić, jeść zdrowo i z umiarem, a do tego ćwiczyć i biegać więcej.
No i natychmiast kiedy tak postanowiłam, przyplątało się przeziębienie i wszystkie cudowne plany wzięły w łeb; bieganie zawiesiłam na kilka dni, a co do zdrowego odżywiania, przygotowuję przepisy na 'po chorobie'.
Dzisiaj baton z kaszy jaglanej prawie bez cukru, bez mąki, bez jajek i masła. Lekki i pożywny, baton energetyczny.




Składniki:

550g kaszy jaglanej ugotowanej na dość miękko
1 duży dojrzały banan, rozgnieciony na papkę
1/2 kubka płatków owsianych
1/3 kubka brązowego cukru
1 łyżeczka cynamonu
szczypta soli
garść żurawiny suszonej
garść orzechów włoskich posiekanych
2 łyżki oleju kokosowego
3-4 łyżki miodu
70g czekolady gorzkiej posiekanej na grube kawałki





 


Jak zrobilam:

Kaszę jaglaną opłukałam dokładnie, zalałam zimną wodą i gotowałam, aż była miękka. Ostudziłam. Wymieszałam z rozgniecionym bananem, olejem kokosowym i płatkami owsianymi. Dodałam sól, cukier, cynamon i miód, wymieszałam. Wrzuciłam żurawinę, orzechy i czekoladę, połączyłam.
Blaszkę 20x20cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzałam do 180'C.
Piekłam około 40 minut, aż wierzch był brązowy, a konsystencja w miarę stała. Baton stężeje po wystygnięciu, chociaż pozostanie wilgotny.





Baton z kaszy jaglanej świetnie smakuje na śniadanie, można go zabrać ze sobą do pracy albo na rower, ma wygodną do spakowania, a jednocześnie przyjemną w jedzeniu lekko żującą, to żurawina, i chrupiącą, dzięki płatkom i orzechom, konsystencję. Wkrótce baton jaglany ze startym jabłkiem i morwą.

czwartek, 6 listopada 2014

paj czekoladowy z kajmakiem i chilli

To moja ulubiona tarta. Już zapomniałam, jaka jest doskonała.
Czekolada najczęściej się sprawdza, ale w tej wersji jest wyjątkowa. Czekoladowy kruchy spód, aksamitny czekoladowo pomarańczowy ganache przełożony cienką warstwą słonego karmelu, to wszystko doprawione szczyptą pikantnego rozgrzewajacego chilli, to całość skomponowana idealnie. Smaki się przenikają, dopełniają i wzmacniają wzajemnie, przyjemnie rozgrzewając. Pozostaje tylko zaparzyć kawę i oddać się rozpuście smakowej.



  






Składniki:

spód:

210g mąki pszennej
150g zimnego masła, pokrojonego na kawałki
25g cukru pudru
20g kakao
1 żółtko
sól
2-3 łyżki zimnej wody

nadzienie:

200g gorzkiej czekolady, połamanej na kawałki
200g śmietany kremówki
70g miodu
1 żółtko
40g masła o temperaturze pokojowej

1 puszka słodzonego mleka skondensowanego

płatki chilli do posypania











Jak zrobiłam:

spód:

Mąkę z solą połączyłam z masłem szczypiąc palcami, aż przypominała kruszonkę. Dodałam cukier i kakao, zagniotłam, dodałam żółtko i wodę i wyrobiłam ciasto; nie wyrabiamy za długo, chodzi o to, żeby składniki się połączyły, a masa dała uformować w kulę. Ciasto zawinęłam w folię i włożyłam do lodówki na 30 minut.

Formę do tarty 26cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Ciasto rozwałkowałam i wyłożyłam nim spód formy. Posypałam spód bardzo delikatnie solą morską, wcisnęłam ją w spód. Nakłułam w kilku miejscach widelcem. Włożyłam do zamrażalnika, żeby całkowicie stwardniało. Rozgrzałam piekarnik do 180'C. Piekłam 20 minut. Wystudziłam.

Puszkę mleka zalałam w garnku wodą, tak, żeby była całkowicie zakryta, gotowałam na małym ogniu przez 3 godziny. Wystudziłam całkowicie przed otwarciem puszki. Najlepiej ugotować je dzień wcześniej.
Kajmak wyłożyłam na wystudzony spód.


nadzienie:

Śmietanę zagotowałam. Dodałam miód i wymieszałam. Żółtko roztrzepałam i dodałam do śmietany, cały czas intensywnie mieszając. Wsypałam połamaną czekoladę, odstawiłam na chwilę, żeby zmiękła, a potem dokładnie wymieszałam, żeby się rozpuściła. Porcjami dodawałam masło i połączyłam z czekoladą, masa musi być aksamitna, przypominać truflę.
Masę czekoladową wyłożyłam na warstwę kajmaku.
Odstawiłam w zimne miejsce, żeby stężała. Posypałam płatkami chilli.