środa, 30 stycznia 2013

MAKARONIKI CZEKOLADOWE DAVIDA LEBOVITZA

Paryżanie nie za bardzo lubią masło orzechowe, co dla mnie jest absolutnie nie do pojęcia. Natomiast to, że uwielbiają makaroniki, rozumiem i podzielam całkowicie.
David Lebovitz jest mistrzem w dziedzinie wyrobów czekoladowych. Jakiś czas temu osiadł i zakochał się w Paryżu, gdzie uczy się, z ogromnym sukcesem, smaków i upodobań jedzeniowych Francuzów. Makaroniki są tak francuskie, jak wieża Eiffla. Mogą mieć wszystkie możliwe kolory i smaki. Są przepyszne, ale te, które upiekłam z przepisu Lebovitza są według mnie zdecydowanie najlepsze. 
Chyba nie tylko dla mnie; makaroniki rozprowadziłam wśród zaprzyjaźnionych osób i wywołały ogromny entuzjazm, zachwyt, mogę śmiało powiedzieć. Zostały nawet porównane do tych paryskich, oryginalnych. Obiecałam wszystkim, że przepis na nie pojawi się na blogu, po czym miałam tyle innych pomysłów, że makaroniki, ku niezadowoleniu obserwatorów, odkładałam na później. 
Nadszedł na nie czas. 
Macarons au chocolat, czyli makaroniki czekoladowe Davida Lebovitza.


  


MAKARONIKI CZEKOLADOWE DAVIDA LEBOVITZA

składniki wystarczają na około 15 ciasteczek

Składniki:
ciasteczka:

1 kubek (100g) cukru pudru
1/2 kubka mączki migdałowej (około 55g sproszkowanych, wcześniej zblanszowanych migdałów)
3 łyżki (25g) niesłodzonego kakao
2 białka z dużych jajek, o temperaturze pokojowej
5 łyżek (65g) cukru

nadzienie:

1/2 (125ml) kubka gęstej śmietany
2 łyżeczki syropu kukurydzianego (użyłam Golden syrup z Marks&Spencer, bardzo dobry do pieczenia ciasteczek)
120g drobno pokrojonej gorzkiej czekolady
1 łyżka (15g) masła pokrojonego na małe kawałeczki


UWAGA: migdały powinny być miałkie; ja użyłam mielonych migdałów z paczki, nie jest to idealna konsystencja, ale dla mnie doskonała jest właśnie taka, lekko grudkowata.




Jak zrobiłam:
ciasteczka:

1.   Zmiksowałam cukier puder, migdały i kakao, aż się połączyły w gładką masę. 

2.   Białka ubiłam na pianę; kiedy zaczęła sztywnieć, zaczęłam dodawać cukier i ubijałam do uzyskania bardzo mocnej, zbitej piany, przez około 2 minuty.

3.   Stopniowo, 2 - 3 porcjami dodawałam suche składniki do piany z białek i delikatnie mieszałam, aż uzyskałam gładką, równomierną masę.

4.   Piekarnik rozgrzałam do 190'C. Blachę wyłożyłam papierem do pieczenia. Masę powinno się wyciskać przez rękaw do pieczenia, którego ja nie miałam. Wykładałam masę na blaszkę formując ciasteczka łyżką. Piekłam przez 15 - 18 minut, dopóki lekko nie stwardniały. Zostawiłam na blaszce do wystygnięcia.





nadzienie:

  Podgrzałam śmietanę i syrop w rondelku, a kiedy ciecz była bardzo gorąca dodałam czekoladę i wymieszałam na gładką masę. Odczekałam chwilę i dodałam masło. Wymieszałam i zostawiłam do wystygnięcia. Początkowo jest rzadka, ale stopniowo zaczyna gęstnieć.






Wystudzone nadzienie nakładałam na makaroniki. Powinno się każdy przycisnąć drugim ciasteczkiem i zostawić aż masa stężeje i sklei ciasteczka. Ja zrobiłam trochę za duże makaroniki, dwa sklejone byłyby ogromne, dlatego oblałam je tylko masą i zostawiłam, aż masa doskonale zastygła. 





Makaroniki wyglądają i smakują rewelacyjnie, są lekko żujące, słodki smak ciasteczka komponuje się świetnie z gorzką czekoladą. Żeby były idealne, powinno się je zostawić na dzień w szczelnym pojemniku, żeby smaki się przegryzły.
Można je przechowywać do 5 dni, w szczelnym pojemniku, bo inaczej wysychają. Jednak rzadko mają szansę dotrwać do tego czasu, raczej nie ma problemu z przechowywaniem.




poniedziałek, 28 stycznia 2013

KUGEL, CZYLI BABKA Z BATATÓW, PASTERNAKU I MARCHEWKI

Pasternak, bataty, i jeszcze parę, te warzywa intrygują mnie od dawna.
Nadszedł ich czas. Kupiłam słodkie ziemniaki i zaczęłam myśleć, co by z nich ugotować. Wiem, kolejność trochę nie ta. Ale to jeszcze nie koniec. Na jarmarku zdrowej żywności znalazłam pasternak z ekologicznej uprawy, za grosze. Oczywiście, kupiłam. A pomysłu jak nie miałam, tak nie miałam.
Od niechcenia sięgnęłam po 'Kuchnię żydowską', którą bardzo lubię, wertuję i trafiam na kugel z pasternaku, batatów i marchwi. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Wszystko w jednym, do tego kugel z opisu i mało wyraźnego zdjęcia wyglądał bardzo dobrze.
Klasyczny kugel, zwany babką ziemniaczaną, robi się z ziemniaków z cebulą. Można dodać do niego mięso, na przykład żeberka, wtedy, jako danie główne, jest ciężki i konkretny.
Mój dzisiejszy kugel to wersja wegetariańska, lekka i aromatyczna. Może stanowić samodzielne lekkie danie i jest doskonałą, dietetyczną przekąską.




Oto jeden z bohaterów, pasternak. Wygląda jak duża, dorodna pietruszka.


KUGEL, CZYLI BABKA Z BATATÓW, PASTERNAKU I MARCHEWKI






Składniki:

zrobiłam swój kugel z połowy składników, dlatego jest niski; ilości podane poniżej, to pełna objętość

4 łyżki masła
1 cebula, pokrojona w drobną kostkę
2 bataty, starte na tarce o grubych oczkach
2 marchewki, starte jak bataty
2 duże pasternaki, starte jak bataty
1 jabłko, obrane, starte na grubych oczkach
sól, pieprz
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
55g brązowego cukru
4 łyżki miodu
2 jajka, roztrzepane
55g mąki (najlepiej macowej, ja użyłam pszennej)
2 łyżki oleju słonecznikowego





Jak zrobiłam:

1.   Na bardzo dużej patelni rozgrzałam masło, dodałam cebulę i smażyłam przez około 3 minuty, aż była miękka.  Wrzuciłam starte warzywa i smażyłam ciągle mieszając, aż zaczęły mięknąć. Pod koniec dodałam starte jabłko. Zdjęłam z ognia, żeby przestygły.

2.   Dodałam przyprawy, wymieszałam. Potem jajko i mąkę i jeszcze raz wymieszałam bardzo dokładnie.

3.   Piekarnik rozgrzałam do 190'C. Naczynie do pieczenia wysmarowałam olejem słonecznikowym i wstawiłam do piekarnika. Kiedy olej był bardzo dobrze rozgrzany, zaczynał bulgotać, przełożyłam do naczynia  masę warzywną. Bardzo dokładnie wygładziłam; wtedy lepiej się przypiecze z wierzchu. 







4.   Naczynie wstawiłam do piekarnika i piekłam przez 30 minut pod przykryciem z folii. Po tym czasie zdjęłam folię i piekłam jeszcze przez dobre 20 minut, aż wierzch lekko się zrumienił.






Kugel jest gotowy. Trzeba odczekać parę minut, aż lekko stężeje. Najlepszy jest na gorąco, ale zimny, następnego dnie, też jest bardzo dobry.
Jedną porcję posypałam szczypiorkiem. Smakował bardzo świeżo i wiosennie. Drugą spróbowałam z jogurtem greckim i też był bardzo dobry.




Następny przyprawię mniejszą ilością cukru i miodu, chociaż i tak było ich mało; wolę smaki bardziej wytrawne. Dodam za to więcej przypraw pikantnych.
Ale tak, czy inaczej przyprawiony, zdecydowanie wchodzi do mojego codziennego menu ponieważ jest lekki, pożywny i odżywczy, a do tego doskonały w smaku i konsystencji.


  


niedziela, 27 stycznia 2013

BUŁECZKI Z CHEDDAREM

Leniwy niedzielny poranek, biało za oknem, zimno, czas na kawę i konkretne śniadanie.
Jestem w klimacie kuchni angielskiej, ale za śniadaniami typu 'English breakfast' nie gustuję. Nie przepadam za ciężkim i tłustym jedzeniem, szczególnie rano. Jednak Anglicy mają parę świetnych propozycji w menu na rano, a jedną z nich są bułeczki scones.
Postanowiłam wykorzystać podsmażony bekon z klasycznego angielskiego śniadania i te właśnie, moje ulubione, bułeczki.
Scones są genialne na szybki wypiek poranny; przygotowanie zajmuje kilka minut, a pieczenie kilkanaście.
A nie ma niczego, może prawie niczego, tak dobrego, jak ciepłe bułeczki na śniadanie.


BUŁECZKI Z CHEDDAREM





Dzisiejsze bułeczki nie będą na słodko. Żeby móc je połączyć z bekonem typowym dla 'English breakfast' muszą być wytrawne. I będą, z odrobiną soli i z cheddarem.





Składniki:

225g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
75g masła
1 jajko, ubite
90ml maślanki, ewentualnie mleka; wtedy można dodać do mleka trochę soku z cytryny
szczypta soli
75g sera cheddar, startego na tarce o grubych oczkach







Jak zrobiłam:

1.   Rozgrzałam piekarnik do 180'C. W misce wymieszałam przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Dodałam rozdrobnione masło i czubkami palców połączyłam je z mąką. Powstało grudkowate ciasto. 

2.   Dodałam starty cheddar, wmieszałam w ciasto.

3.   Dodałam ubite jajko, mieszałam widelcem aż się połączyło z masą, a potem maślankę i szybko wyrobiłam ciasto o zbitej konsystencji. Nie należy go dokładnie wyrabiać, tylko tak, żeby składniki się połączyły.

4.   Rozpłaszczyłam ciasto wałkiem na gruby, około 2cm, placek. Wycięłam w nim kółka o średnicy około 5cm. Ciasta starcza na 10 - 11 bułeczek. Wierzch krążków posmarowałam maślanką.





5.   Krążki ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiłam ją do piekarnika. Piekłam przez około 15 minut (często wystarcza 12).






Scones są już gotowe. Najlepsze są oczywiście ciepłe, prosto z piekarnika. A do nich świeże masło, cheddar, albo typowy dla brytyjskiego śniadania podsmażony bekon albo chudy boczek.
Ja wykorzystałam ogonówkę, która okazała się doskonała do scones z cheddarem.


   


Ale można i z serem i z ogonówką, i takie są najlepsze.





Ja lubię również scones w wersji słonej w połączeniu ze słodkim smakiem, na przykład z dodatkiem konfitury czy miodu. 

sobota, 26 stycznia 2013

BEST YORKSHIRE PUDDING

Kuchnia angielska jest mało popularna. Myśląc o typowym daniu z tej kuchni, najczęściej myślimy... no właśnie, o czym. Może o puddingu?
Ale co to jest pudding?
Nawet Brytyjczycy zapytani o tę potrawę, nie podadzą jednej definicji.
Pudding może być słodki i słony. Może to być po prostu deser, albo dodatek o konsystencji naszego budyniu. Może to być również szkocki 'spotted dick', czyli ciastko z bakaliami. Nie mówiąc już o 'black pudding', czyli niczym innym niż kaszanka.
To słowo w języku angielskim to klucz do wielu znaczeń. Ale dzisiaj nie będzie o tej  budyniowej wersji puddingu. Dzisiaj tradycyjny, klasyczny pudding z Yorkshire, albo po prostu Yorkshire pudding. Był on po raz pierwszy opisany już w XVIIIw, ale jego pochodzenie z Yorkshire nie jest potwierdzone. W każdym razie, dzisiaj jest tradycyjny na Boże Narodzenie, jako dodatek do mięs i sosów. Większość niedzielnych obiadów, w tradycyjnych angielskich domach, też wymaga upieczenia puddingu.

Kiedy jadłam go po raz pierwszy, miałam wrażenie, że nie jest łatwo uzyskać puszystość i nadmuchanie, które go charakteryzują. Słyszałam również o porażkach przy pieczeniu puddingu. Dlatego też szukałam najlepszego przepisu, takiego, który zawsze się sprawdzi. Dzisiejszy przepis jest pod hasłem 'Best Yorshire pudding' i faktycznie, jest doskonały, puddingi wyrastają, a ciasto robi się w 5 minut.
Ten pudding może być towarzystwem dla różnych smaków i kompozycji. Nie stanowi samodzielnego dania, ale jest świetnym dodatkiem, oryginalnym, ciągle nie za bardzo znanym w naszej kuchni.
A tak przy okazji, pierwsza niedziela lutego to dzień puddingu z Yorkshire.





BEST YORKSHIRE PUDDING

Składniki:
na 8 dużych puddingów 

140g mąki pszennej 
4 jajka
200ml mleka
sól, pieprz
olej słonecznikowy, do wysmarowania blaszki




Jak zrobiłam:

1.   Piekarnik rozgrzałam do 230'C. Blaszkę do pieczenia wysmarowałam lekko olejem słonecznikowym i wstawiłam ją do piekarnika, żeby się dobrze rozgrzała.

2.   Do średniej miski przesiałam mąkę. Wrzucałam po jednym jajku i dobrze ubijałam, aż masa była doskonale gładka i ubita. 

3.   Stopniowo dolewałam mleko i nadal ubijałam, aż masa była jednolita i gładka. Przyprawiłam solą i pieprzem, dobrze wymieszałam przyprawy.
Ciasto jest gotowe, jest bardzo podobne do ciasta naleśnikowego.





4.   Wyjęłam gorącą blaszkę z piekarnika. Wlałam ciasto do wysmarowanych olejem otworów w blaszce, dzieląc je na równe porcje. Wstawiłam do piekarnika i piekłam przez 20 - 25 minut, aż puddingi lekko się przyrumieniły. W czasie pieczenia nie można ich ruszać i najlepiej nie otwierać piekarnika, żeby nie opadły.





Powinno się je jeść natychmiast, na gorąco. Można je zamrozić i przechowywać przez miesiąc. Najlepsze do mięs i sosów, ale nie tylko.
Mogą być doskonałą bazą, rodzajem bułki do lekkich kanapek.
Widziałam angielskiego kucharza, który je rozkrawał, a do środka wkładał sałatę, sos chrzanowy, plastry pieczeni wołowej i usmażoną cebulę. W ten sposób robił rodzaj burgera. Można je wykorzystać również w wegetariańskiej wersji kanapki.





Moje puddingi nie są doskonałe. Nie miałam blaszki z 8 otworami, użyłam blaszki do pieczenia muffinów. Oryginalne puddingi mają 10cm głębokości. 
Puddingi są puste w środku, to normalne. Dzięki temu, po rozkrojeniu, jest dużo miejsca na nadzienie przy robieniu burgera.

Puddingi robi się tylko z mąki, mleka i jajek, a więc są dietetycznie nieszkodliwe; 8 sztuk ma tylko 199kcal, jak podaje przepis. W smaku są neutralne, mogą towarzyszyć innym smakom, bardziej zdecydowanym i wyrazistym. Ja je już pokochałam i będę ich często używać w różnych zestawieniach.



czwartek, 24 stycznia 2013

24 January 2013

Ostatnio pisałam o zdrowym gotowaniu, czyli krytycznym doborze składników do przygotowania potraw z myślą o ich wartości kalorycznej, no i proszę.
W Dzień Dobry TVN miała miejsce dyskusja na temat badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii nad  kalorycznością potraw przygotowywanych przez celebrytów kulinarnych, takich jak Nigella Lawson, czy Jamie Oliver, w zestawieniu z daniami i żywnością kupowaną w supermarketach. Ta sama jednostka potrawy z supermarketu miała o około 100 kcal mniej, niż ta gotowana przez celebrytów.
Pani dietetyk i właścicielka restauracji i autorka książek kulinarnych broniły przepisów Nigelli i Jamie'ego twierdząc, że przecież te potrawy gotujemy na specjalne okazje i w związku z tym mogą być bardziej kaloryczne i bogatsze, że kucharz nie może tak po prostu napisać 'ugotuj kaszę', bo to nudne, musi być w tej kaszy coś specjalnego.
Pisałam ostatnio, że już dawno uderzyło mnie to, że na warsztatach kulinarnych tak mało dba się o to, żeby potrawy były zdrowe. Nie chodzi o to, czy od święta czy nie, po co wrzucać w siebie niepotrzebne ilości tłuszczu, najczęściej zwierzęcego, czy cukru, kiedy, najczęściej bez szkody dla smaku można te składniki ograniczyć, albo zastąpić. Nie chcę, nawet przez te specjalne okazje, nabawić się za wysokiego poziomu cholesterolu czy cukrzycy, lubię zawsze dobrze i zdrowo jeść i oczekuję, że dobry przepis spełni te wymagania.

W tym duchu mój dzisiejszy przepis na paj z jabłkami, cheddarem i solą morską.





Ten paj, a właściwie 'pie', chociaż słowo dorobiło się już wersji polskiej i pisowni spolszczonej, to nie jakiś tam paj. Dostałam od mojej kanadyjskiej koleżanki, której wuj jest kucharzem i to jego przepis. Kathleen jest francuskojęzyczna, stad oryginalna nazwa ciasta brzmi TARTE AUX POMMES, AU CHEDDAR, A L'ERABLE ET A LA FLEUR DE SEL. Syrop klonowy wśród składników to oczywiście Kanada, z której twórca przepisu pochodzi.
A tak zwyczajniej, to przepis na .....


PIE Z JABŁKAMI, CHEDDAREM I SOLĄ MORSKĄ

Składniki:

spód ciasta:

2 i 1/2 kubka mąki
1/2 łyżeczki soli morskiej
1/2 kubka (125g) margaryny roślinnej
1/4 kubka (60g) masła 
3/4 kubka zimnej wody

nadzienie:

1/2 kubka cukru
3 łyżki mąki
1/2 łyżeczki cynamonu
około 1 i 1/2 kg jabłek (7 - 8 sztuk), najlepiej McIntosch, obranych i podzielonych na ćwiartki
1 i 1/2 kubka sera cheddar, startego na tarce o grubych oczkach
3/4 kubka syropu klonowego, plus 2 łyżki do polania ciasta po upieczeniu
1/2 kubka orzechów pekan, ja użyłam włoskich, uprażonych na patelni
2 łyżki mleka, do posmarowania ciasta przed pieczeniem
1/2 łyżeczki soli morskiej





Jak zrobiłam:
ciasto:

1.   W misce wymieszałam mąkę z solą. Dodałam margarynę i masło (margarynę zastąpiłam masłem, bo jej nie miałam, ale następnym razem postaram się ją użyć) i posiekałam całość nożem na grudkowatą masę.

2.  Dodawałam wodę po 1 łyżce i widelcem mieszałam, aż była lekko wilgotna i nadawała się do wyrabiania. Wtedy wyrobiłam elastyczne ciasto, dość szybko, uformowałam kulę, podzieliłam na dwie części, które rozpłaszczyłam na grube dyski, zawinęłam w folię i włożyłam do lodówki na godzinę.

3.   Jedną część rozwałkowałam na lekko posypanym mąką blacie na placek o średnicy około 30cm. Przeniosłam go do 23cm formy do tart, wyłożyłam ją ciastem, zostawiając 2 centymetrowy brzeg. Włożyłam do lodówki.





nadzienie:

1.   W dużej misce wymieszałam wszystkie składniki nadzienia, delikatnie, żeby nie zmiażdżyć jabłek. Umieściłam je na środku spodu do tarty, formując rodzaj kopca.

2.   Drugą część ciasta rozwałkowałam na placek 30cm i przykryłam nim jabłka. Połączyłam brzegi, skleiłam je dobrze, a na wierzchu nacięłam ciasto w 3 miejscach, żeby para mogła uchodzić. Posmarowałam mlekiem. 

3.   Piekarnik rozgrzałam do 220'C i piekłam pie przez 20 minut. Potem zmniejszyłam temperaturę do 180'C  i piekłam jeszcze przez 40 minut, aż wierzch lekko zbrązowiał, a nadzienie zaczęło bulgotać. Jeżeli ciasto zbyt szybko się przypieka, trzeba przykryć folią aluminiową i piec aż będzie gotowe.





4.   Po wyjęciu posmarowałam syropem klonowym i posypałam solą morską. Powinno stygnąć co najmniej przez godzinę przed jedzeniem.






Wracając do tematu wartości odżywczych; spód nie zawiera cukru. Tłuszcz roślinny częściowo zastępuje masło. Cukru w nadzieniu jest bardzo mało, a można go pominąć; ja tak zrobię następnym razem. Syrop klonowy jest wystarczająco słodki, a jego ilość też można zredukować.





W następnym cieście zamierzam zrezygnować ze słodkiego smaku i zrobić je z jabłkami, cheddarem i boczkiem. Sam przepis jest doskonały i można go wykorzystać w innych kombinacjach składników.








      

poniedziałek, 21 stycznia 2013

21 January 2013

Coraz bardziej interesuje mnie zdrowa kuchnia.
Zawsze staram się jeść zdrowo i myślę, że wiem, jak to robić i jak gotować zdrowe posiłki. Teraz jednak chciałabym przyrządzać najlepsze i najbardziej wyszukane dania, ale ograniczając w nich użycie tłustych i ciężkich składników, czy zbyt dużej ilości cukru, po to, żeby po ich zjedzeniu nie tylko dobrze się czuć, ale nie szkodzić swojemu zdrowiu, jak również nie cierpieć z powodu wrzucenia w siebie nadmiaru niepotrzebnych kalorii.
Często bywam na warsztatach kulinarnych i zauważyłam, że kucharze, myśląc o końcowym efekcie, czyli kremowej konsystencji, miękkości, kruchości, czy niepowtarzalnym smaku, używają ogromnych ilości śmietany kremówki i masła, a często i jednego i drugiego. Potrawy faktycznie smakują doskonale, ale uczucie ciężkości w żołądku szybko daje o sobie znać. Niejednokrotnie ilości tłuszczu zwierzęcego są zupełnie niepotrzebne i z łatwością można je ograniczyć, albo zastąpić zdrowym tłuszczem roślinnym.
To takie refleksje i plany na przyszłość.






A dzisiaj szybkie, też ważny warunek sukcesu w kuchni, włoskie ciasteczka, które robi się w kilkanaście minut, z bardzo dobrym efektem.
Studenci narzekają na brak czasu w sesji , a to doskonały przepis na pyszne żujące ciasteczka bez mąki, których przygotowanie i upieczenie jest błyskawicznie.
Ciasteczka nigdy nie są zdrowe, nie oszukujmy się, ale wariant bez tłuszczu i mąki, ale za to z cukrem, jest dietetycznie do przyjęcia.






CIASTECZKA AMARETTO w 20 minut

Składniki:

300g mielonych migdałów
4 białka jajek
250g cukru
2 - 3 łyżki Amaretto (musi być, inaczej nie będą to ciasteczka Amaretto)







Jak zrobiłam:

1.   Wsypałam mielone migdały do miski. Dodałam cukier i białka i bardzo dobrze wymieszałam, na granicy ubicia masy. Dodałam Amaretto i jeszcze raz wymieszałam. Masa powinna być gęsta, nie lejąca, żeby móc ją układać łyżką na blaszce. Jeżeli jest za rzadka, trzeba dosypać trochę więcej mielonych migdałów i dokładnie wymieszać.

2.   Piekarnik rozgrzałam do 180'C. Na blaszce rozłożyłam papier do pieczenia. Łyżką formowałam małe ciasteczka, zostawiając między nimi odstępy. Piekłam przez 12 - 14 minut, aż były lekko złotawe, ale nie wysuszone.





Moja masa była trochę za rzadka, bo dodałam za dużo Amaretto. W trakcie pieczenia za bardzo się rozlały i przypominały placuszki. Następne zrobię zdecydowanie ładniejsze, bo w smaku są doskonałe.
Jest to oryginalny przepis włoski, przekazany metodą z ust do ust, jako rewelacyjnie prosty, ale wyśmienity.





sobota, 19 stycznia 2013

19 January 2013

A dzisiaj miałam pomysł na falafel z humusem.
Nie wiem skąd i jak przypomniał mi się falafel.
Pamiętam paryską dzielnicę żydowską Marrais, gdzie parę lat temu po raz pierwszy jadłam falafele. Słyszałam tę nazwę już wcześniej, ale nie miałam pojęcia, co za nią stoi. Nie wiedziałam , że to potrawa która tak bardzo będzie mi odpowiadała i pożałowałam,że nie odkryłam jej wcześniej.
Szukałam definicji falafela i wyczytałam, że to tradycyjna potrawa egipska, czy też arabska, a gdzie indziej, że to klasyczny przysmak z Izraela. Sądząc po Paryżu i Marrais, małym żydowskim świecie w Paryżu, z pewnością jest popularny w Izraelu. Nigdy tam nie byłam, w Izraelu, chociaż bardzo bym chciała pojechać, chociażby po to, żeby spróbować oryginalnego falafela.

Falafele robi się błyskawicznie, są lekkie i wegetariańskie. Mogą stanowić samodzielne danie, albo być dodatkiem do mięs, czy innych potraw warzywnych. Świetne na imprezę, można je przygotować wcześniej, można jeść na ciepło i na zimno.

Jeżeli ktoś nie lubi czosnku, nie skorzysta z tego posta.




  FALAFEL Z CIECIERZYCY

Składniki:

1 puszka ciecierzycy
1 duża cebula, drobno posiekana
2 ząbki czosnku, posiekane
1 łyżeczka kolendry, rozmiażdżona w moździerzu
1 łyżeczka kminu indyjskiego
3 łyżeczki natki pietruszki, drobno posiekanej
1-2 łyżki mąki
sól, pieprz

olej do smażenia





Jak zrobiłam:

1.   Odsączyłam ciecierzycę. Wrzuciłam ją do miski. Dodałam posiekaną cebulę i czosnek. Potem wsypałam przyprawy i mąkę. Całość wymieszałam, a potem blenderem roztarłam na w miarę gładką masę. Ja lubię, kiedy falafel ma odrobinę grubszych cząstek warzyw, ale można pastę zrobić zupełnie gładką.
Masę włożyłam do miski i dobrze ugniotłam łyżką. Wstawiłam do lodówki na 2 - 3 godziny, najlepiej zostawić ją tam na noc.

2.   Do małego garnka wlałam olej i podgrzałam go. Z masy formowałam kulki wielkości piłeczki pingpongowej. Kiedy olej był gorący, wkładałam po kilka kuleczek i smażyłam. Trzeba je przewracać, żeby były rumiane z każdej strony. Smażyłam 6 - 8 minut.

3.   Falafele wyjmowałam na kuchenne ręczniki papierowe, żeby odsączyć tłuszcz. Dzięki temu są lekkie i nie tłuste.






Do żydowskiego falafela doskonały jest humus, rodzaj pasty pochodzącej z tego samego świata smaków.
Humus dobry jest nie tylko do falafela. Można go jeść po prostu ze świeżutkim pieczywem, chlebkiem indyjskim, czy pitą. Wszystko zależy od upodobań, a jest to kolejny specjał ukochany przez Paryżan.







HUMUS Z CIECIERZYCY

Składniki:

1 puszka ciecierzycy, odsączonej; trzeba zostawić odrobinę płynu pozostałego po odsączeniu
4 łyżki soku z cytryny
1 i 1/2 łyżki pasty Tahini (do kupienia w supermarketach)
4 ząbki czosnku, przeciśniętego przez praskę
duża szczypta soli
2 łyżki oliwy






Jak zrobiłam:

   Odsączoną ciecierzycę i pozostałe składniki zmiksowałam blenderem na gładką masę. Dodałam odrobinę płynu pozostałego po odsączeniu ciecierzycy. Wymieszałam, a potem przełożyłam pastę do słoika, poczeka do wieczora.






Przed podaniem wyłożyłam humus do miseczki, zrobiłam dołek po środku i wlałam 2 łyżki oliwy. Teraz jest gotowy do podania z falafelem. 





A do falafela doskonały będzie również dip z tahini..


Tahini dip:

1 ząbek czosnku
1/4 łyżeczki soli morskiej
sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
około pół kubka majonezu
5 łyżek tahini
 pieprz

Rozgniotłam czosnek z solą, dodałam sok z cytryny i dobrze wymieszałam. Dodałam majonez, potem tahini i posypałam pieprzem. Dip gotowy.