niedziela, 31 stycznia 2016

pączki błyskawiczne z mascarpone i różą w środku

Tłusty czwartek, wszędzie pączki, duże, małe, z lukrem i bez, nabrałam ochoty i ja.
Jakiś czas temu zrobiłam pączki libańskie nasączane syropem KLIK.
Dzisiaj inne, równie proste a przepyszne, z mascarpone. Szybkie, w miarę lekkie, jeśli pączki mogą być lekkie, z najlepszym możliwym nadzieniem z konfitury z róży.
Zrobienie zajęło mi, razem ze smażeniem, około 40 minut. Lukier można pominąć, będą wtedy mało słodkie, można też pączki posypać je lekko cukrem pudrem.
Nadziewanie pączków również nie jest konieczne, mogą być wtedy mniejsze i krócej smażone, no i jeszcze łatwiejsze.














Składniki:
na 12 większych ( średnica 5-6cm ) albo około 16 mniejszych, wielkości dużego orzecha włoskiego

1 3/4 kubka* mąki
250g serka mascarpone
1 jajko
2 żółtka
szczypta soli
3 łyżki cukru pudru
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

olej do smażenia - około 1 litr

konfitura z płatków róży

lukier:

1 kubek cukru pudru
sok z cytryny

*kubek = 250ml






Jak zrobiłam:

Mascarpone wymieszałam z jajkiem, żółtkami i cukrem. Dodałam mąkę z proszkiem do pieczenia i sodą, wymieszałam i wyrobiłam szybko ciasto na wysypanym mąką blacie.
Olej rozgrzałam do 175'C. Nie może być za zimny, pączki wtedy opiją się tłuszczem, ani za gorący, spalą się z wierzchu ale będą surowe w środku. 
Formowałam kulki o średnicy około 5-6cm, rozpłaszczałam, nakładałam małą łyżeczkę nadzienia po środku i zamykałam ciasto dokładnie, żeby nadzienie nie wypłynęło w trakcie smażenia.
Smażyłam około 3 minuty z każdej strony, wyławiałam i układałam na półmisku wyłożonym ręcznikami papierowymi.

Składniki lukru wymieszałam na gładki krem i polałam pączki.
Można je jeszcze lekko posypać szczyptą cynamonu.










sobota, 30 stycznia 2016

trufle daktylowe z różą, bez cukru

Wyeliminowałam cukier z diety całkowicie. Jadam go jedynie w miodzie i owocach. To już miesiąc i sama jestem zdziwiona, ale nie brakuje mi słodyczy. No może troszeczkę... I na te momenty, kiedy mam nieodpartą ochotę na słodką przekąskę zrobiłam libańskie trufle daktylowe z różą bez cukru. Są doskonałe i mimo, że bez cukru, dla mnie, po miesiącu abstynencji od słodyczy, wydają się słodkie jak nigdy. 
Daktyle, migdały i kakao, tak prosty jest ich skład. Krótki czas przygotowania, prosty przepis, a smak niesamowity.
Trufle wyszły tak pięknie na zdjęciach, że trudno mi było wybrać jedno najlepsze, umieściłam wszystkie, aż nudno...












Składniki:

1 kubek* daktyli bez pestek
1/2 kubka migdałów
2 łyżki wody różanej
1/2 kubka gorzkiego kakao plus kakao do obtoczenia ( można użyć cukru pudru albo wiórków kokosowych )

* kubek = 250ml











Jak zrobiłam:

Migdały podprażyłam na suchej patelni, grubo posiekałam. Daktyle zalałam gorącą wodą i zostawiłam na 20 minut, po tym czasie odlałam wodę i posiekałam.  
Do miski wrzuciłam daktyle i migdały, dodałam wodę różaną i kakao, wszystko zblendowałam na w miarę gładką masę. Uformowałam kulki o średnicy 2 - 2.5cm, każdą dokładnie obtoczyłam w gorzkim kakao   - można w cukrze albo wiórkach kokosowych, i schłodziłam w lodówce.





Takie bezpieczne słodycze warto mieć pod ręką, na trudne chwile.

piątek, 29 stycznia 2016

libańska marchewka w miodzie i kuminie

Przed chwilą zrobiłam kotlety z jaglanki i brokuła w nasionach słonecznika. Wyszły cudownie, wspaniale, są dokładnie takie, jak chciałam. Ułożyłam je na talerzu, do zdjęcia i czegoś mi zabrakło. Kotlety są żółte, barwy jaglanki, z zielonymi kawałkami brokuła tu i tam, ale przydałby się mocniejszy akcent kolorystyczny. Pomyślałam o marchewce. Zalewa z miodu i masła wydobyła z niej niesamowity kolor, nasycony i mocny. Ciemne ziarna kuminu w zalewie nadają jej arabski smak i pięknie wyglądają.
Wpisy zaczynam od marchewki, zaraz po niej będą kotlety z jaglanki.











Składniki:

1kg marchewki, obranej i podzielonej na połówki a większe na ćwiartki
1 łyżka ziaren kuminu ( kminu rzymskiego )
2 duże łyżki dobrego miodu
3 łyżki masła
sól
3/4 łyżeczki kminu mielonego


Jak zrobiłam:

Na suchej, gorącej patelni uprażyłam ziarna kminu. Dodałam masło, rozpuściłam, dodałam miód, podgrzałam aż całość była bardzo gorąca i pojawiły się bąble. Dodałam marchew i obtoczyłam dokładnie w gorącej zalewie. Posoliłam i dodałam mielony kumin, wymieszałam i smażyłam przez kilka minut. Przełożyłam do naczynia żaroodpornego i piekłam przez ponad 30 minut, aż marchewka zaczęła lekko brązowieć. Można piec krócej, jeżeli wolicie ją bardziej surową i bledszą.




środa, 27 stycznia 2016

skorzonera z chorizo - quiche

Skorzonera to tajemnicze warzywo, przynajmniej dla mnie. Może to przez nazwę wężymord....., brzmi niesamowicie. To z czasów, kiedy używano skorzonery jako leku na jad żmij.
Nie mogę się w niej doszukać smaku szparagów, o którym tyle się mówi, chociaż może trochę?
W każdym razie, jest doskonałym warzywem, jako dodatek i sama, z bułką tartą i masłem prawie tak dobra jak szparagi, takie szparagi zimowe.
Najlepiej ją obierać w rękawiczkach, wydziela lepki sok, który brudzi ręce. Obieranie nie jest wcale takim wyzwaniem, na jakie byłam przygotowana, nawet nie założyłam rękawiczek. Też tak nie lubicie pracować w rękawiczkach? Dla mnie to ostateczność. Lubię czuć dłońmi fakturę materiału, z którym pracuję.










Składniki:

spód: 

200 g mąki
100 g masła
szczypta soli
odrobina wody, w zależności od potrzeby

300 g obranej skorzonery
 
150 g chorizo
300ml śmietany kremówki
2 jajka
1 żółtko
kilka łyżek oliwy
kilka gałązek tymianku 
2 łyżki suszonego tymianku
gałka muszkatołowa
sól i pieprz 







Jak zrobiłam:


Skorzonerę obrałam przy pomocy obieraczki do warzyw. Wydziela klejące mleczko, ale wystarczy potem dobrze umyć ręce i, najlepiej umyć naczynia, po soku nie ma śladu. Przygotowałam w misce wodę z cytryną, dobrze jest obrane korzenie wkładać do wody, żeby nie sczerniała.
Osuszyłam ją, pokroiłam na połówki i ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Skropiłam oliwą, lekko posoliłam, posypałam suszonym tymiankiem i odrobiną pieprzu. Piekłam w 180'C przez 30 minut, aż zaczęła lekko brązowieć na krawędziach.

Zagniotłam ciasto. Mąkę z solą roztarłam palcami z pokrojonym w kostki masłem, aż uzyskałam konsystencję kaszy. Dodałam odrobinę wody, szybko zagniotłam ciasto, uformowałam kulę, zawinęłam ją w folię i włożyłam na 30 minut do lodówki.

Chorizo pokrojone w plasterki leciutko podsmażyłam na patelni.

Wyjęłam ciasto, rozwałkowałam i wylepiłam spód formy 20x30cm. Nakłułam w kilku miejscach i podpiekłam przez 15 minut, aż była lekko złotawa. 
Jajka i zółtko rozbełtałam ze śmietaną, dodałam sól, pieprz i szczyptę gałki muszkatołowej.
Na popieczonym spodzie ułożyłam połówki skorzonery i chorizo. Zalałam masą jajeczno-śmietanową, posypałam pieprzem i gałką muszkatołową, ułożyłam na wierzchu gałązki tymianku. Piekłam w 180'C przez około 30 minut, aż masa jajeczna się ścięła.








poniedziałek, 25 stycznia 2016

libańskie ciasto Namoura z semoliny z kurkumą

Moja praca nad warsztatami z kuchni libańskiej w nowej odsłonie trwa. Dzisiaj efekty działań w temacie bliskowschodnich słodkości.
Ciasta z semoliny, gruboziarnistej mąki albo drobnej kaszki otrzymywanej z pszenicy durum, mają zupełnie inną jakość. Semolina jest zwana również mąką fit dzięki swoim dobrym zdrowotnie właściwościom; zawiera minerały, witaminy, jest bogatym źródłem błonnika pokarmowego, białka i tłuszczów. Semolina pochłania mniejszą ilość wody i dlatego ciasta z tej mąki mają swoistą, zwartą fakturę i do tego piękną barwę. Kilkakrotnie, z braku semoliny, użyłam kaszy manny i efekt był równie dobry.
Namoura to libańskie ciasto z semoliny z dodatkiem kurkumy, obficie nasączone syropem różanym z zanurzonymi w nim migdałami, słodkie i bardzo wilgotne. Podobne ciasta można spotkać na całym Bliskim Wschodzie, różnią się jedynie nazwami i dodatkami.













Składniki:

500g semoliny ( ewentualnie kaszy manny )
250g masła rozpuszczonego
1/2 kubka* cukru
szczypta soli
1 1/2 kubka jogurtu naturalnego
2 duże łyżki pasty Tahini
1 łyżeczka kurkumy
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 kubka mleka pełnotłustego

migdały bez skórki

syrop różany:

1 kubek cukru
1/2 kubka wody
1 łyżeczka soku z cytryny
2 łyżki wody różanej

*kubek = 250ml





Jak zrobiłam:
forma 22x30cm

W jednej misce wymieszałam semolinę, sól, cukier, kurkumę i proszek do pieczenia, w drugiej misce masło rozpuszczone, jogurt, pastę Tahini i mleko. Stopniowo wlewałam mokre składniki do suchych, cały czas mieszając, aż masa była jednolita, o konsystencji gęstej śmietany czy budyniu. Jeżeli jest za gęsta, można ją rozrzedzić odrobiną mleka, ja tak zrobiłam. 
Formę wyłożyłam papierem do pieczenia i wyłożyłam do niej masę. Ułożyłam migdały na wierzchu. Piekłam w 180'C przez 55-60 minut, aż brzegi były lekko rumiane.
W międzyczasie przygotowałam syrop. Po upieczeniu zostawiłam ciasto na 15-20 minut, a potem polałam całą porcją syropu różanego.

syrop:

Wodę wymieszałam z cukrem, zagotowałam i gotowałam przez ponad 10 minut. Dodałam wody różaną i sok z cytryny. Odstawiłam do ostygnięcia. Jeżeli syrop ma być bardziej gęsty, trzeba go gotować dłużej, mieszając od czasu do czasu.







niedziela, 24 stycznia 2016

knafeh ( knefia ), libański deser z ciasta makaronowego z nadzieniem z mascarpone

Desery arabskie nie mają sobie równych, ale to zdecydowanie desery dla tych, dla których słodkie znaczy słodkie, dla tych, którzy zjedzą pół puszki kajmaku i mają ochotę na więcej, a torebka krówek to porcja na raz. To właśnie moje pojęcie słodyczy. Jestem idealnym targetem dla przemysłu cukierniczego. A słodycze arabskie, w szczególności libańskie są najlepsze.
Nowa edycja warsztatów z kuchni libańskiej już wkrótce. W menu zaplanowałam mnóstwo nowości, moje ulubione dania, między innymi knafeh. Mam nadzieję, że te warsztaty będą się cieszyły taką popularnością jak poprzednie, na które lista uczestników zamykała się po paru dniach od ich ogłoszenia.
Knafeh jest trochę podobne w charakterze do baklawy, nasączone syropem i maślane, jednak nadzienie serowe sprawia, że jest bardziej wilgotne i żujące w środku. Może być deserem do popołudniowej kawy, chociaż Libańczycy jadają je na śniadanie.
Przygotowanie knafeh jest w miarę łatwe, najtrudniejszy etap to odpowiednie przygotowanie ciasta kadayif, inaczej ciasta makaronowego, to podstawa.










    



Składniki:

1 opakowanie ciasta kadayif
250g masła rozpuszczonego
250g sera mascarpone
250g sera mozzarella

1/2 kubka* pistacji, grubo posiekanych

syrop z kwiatów pomarańczy:
1 kubek cukru
1/2 kubka wody
1 łyżeczka soku z cytryny
2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy albo wody różanej, ja użyłam po jednej łyżce z każdej

*kubek = 250ml










Jak zrobiłam:

Ciasto makaronowe rozmroziłam dokładnie. Rozkruszyłam w misce rękami i wymieszałam z rozpuszczonym masłem. Formę prostokątną 21cm x 31cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Połowę ciasta rozłożyłam na spodzie formy. Mozzarellę starłam na tarce o grubych oczkach i wymieszałam z mascarpone, sery rozłożyłam na warstwie ciasta, a potem dokładnie pokryłam warstwą ciasta z drugiej połowy. Piekłam w 200'C przez około 40 minut, aż było lekko złociste. W międzyczasie przygotowałam syrop. 
Ciasto po upieczeniu polałam bardzo obficie syropem. Pokroiłam w kwadraty i podawałam jeszcze ciepłe. 


syrop:

Wodę wymieszałam z cukrem, zagotowałam i gotowałam przez ponad 10 minut. Dodałam wody różaną i z kwiatów pomarańczy i sok z cytryny. Odstawiłam do ostygnięcia. Jeżeli syrop ma być bardziej gęsty, trzeba go gotować dłużej, mieszając od czasu do czasu.




sobota, 23 stycznia 2016

Avocado Restaurant & Wine i degustacja nowej karty

To już po raz drugi miałam przyjemność być zaproszona przez Avocado Restaurant & Wine na degustację, tym razem nowej zimowej karty. Karta już w zapowiedzi wyglądała bardzo obiecująco, i nie zawiodła.
Chef kuchni, Grzegorz Filozof, zaproponował tradycyjnie już dania polskie z bardzo nowoczesnym, nowatorskim, autorskim twistem, a to bardzo mi się podoba i bardzo cenię w jego gotowaniu.
Karta jest zwarta i konsekwentna, ale jednocześnie bardzo różnorodna.
Dużo mięs, każde przygotowane inaczej. Są ryby, sum i sandacz, dania wegetariańskie - sakiewki z wędzoną papryką i sałata z gruszką, a dla miłośników pasty, to ja, chrzanowy makaron gryczany, niezwykle podany. Całość poprzedzają zupy, klasyka zimowa, czyli krem z buraka z cappuccino buraczanym i rosół z perliczki z kulkami makaronowymi pełnymi smaków. Na zakończenie zaproponowano nam trzy desery: sernik z bezą korzenną, andruty z musem migdałowym i czekoladowym albo fondant z wafelkami z maślanki.
Widziałam zadowolenie i zaciekawienie na twarzach gości. Dania podano pięknie, w pięknych prostych naczyniach o dobranych barwach, też w słoikach, co bardzo lubię. Wszystko było skomponowane ze smakiem i dużą dbałością o szczegół.
W pełnej restauracji panowała miła, zrelaksowana atmosfera, ale w kuchni, co można było obserwować przez szybę, profesjonalna mobilizacja przy przygotowywaniu dań. Obsługa miła, sprawna i profesjonalna, jak zawsze.
Daniom towarzyszyło wino portugalskie, czerwone albo białe, Mariana, Eulalia czy Servas.
Avocado Restaurant & Wine, ul. Dąbrowskiego 29,  to doskonały, zdecydowanie godny polecenia adres w Poznaniu.








Na początek biszkopt tymiankowy z kremem z awokado, jabłka i bazylii, z soczewicą i gąbką z natki pietruszki.







Po biszkopcie podano krem z pieczonego, potem wolno gotowanego buraka z cappuccino buraczanym i płatkami z buraka. Wspaniale aromatyczny, o idealnej, wzorcowej konsystencji kremu..





No i czas na danie główne: górka cielęca na kaszy jaglanej z sosem jałowcowo śliwkowym, topinamburem i słonecznikiem, świetnie dobrane smaki, a mięso rozpływające się w ustach.


Albo: makaron gryczany z chrzanem, do tego boczek a na wierzchu jajko w koszulce po nakłuciu oblewające całość.




Na deser zamówiłam mój ulubiony fondant czekoladowy z zamrożonymi wafelkami maślankowymi.

Całość świetna, dająca ogromną satysfakcję, a ta karta to przygoda kulinarna z kuchnią polską według Grzegorza Filizofa.


środa, 20 stycznia 2016

libańskie pączki z jogurtu na tłusty czwartek, szybkie, łatwe i pyszne

Kiedy zobaczyłam przepis na libańskie pączki nie wierzyłam własnym oczom, oni też jedzą pączki? Okazuje się, że tak, są bardzo popularnym i lubianym deserem w kuchni libańskiej. Podobnie jak nasze, smażone na głębokim tłuszczu, z nadzieniem albo bez, najczęściej malutkie, zgrabne i pachnące różą i kwiatem pomarańczy. Kruche na zewnątrz, mięciutkie w środku, słodkie i delikatne.
Dzisiejsze to przepis Samar Khanafer, szybki i prosty, ale doskonały. Składnik, którego możecie nie mieć pod ręką, a w który musicie się zaopatrzyć jeżeli chcecie zrobić prawdziwe pączki libańskie to woda różana, którą można znaleźć w każdym sklepie arabskim. Dobrze byłoby też dodać odrobinę wody pomarańczowej, to połączenie aromatów jest klasyczne w kuchni libańskiej, arabskiej w ogóle.











Składniki:

25g świeżych drożdży
2 kubki mąki pszennej*
1 kubek gęstego jogurtu - ja użyłam jogurtu greckiego
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka cukru

olej np rzepakowy, do smażenia

syrop różany:

1 kubek cukru
1/2 kubka wody
1 łyżeczka soku z cytryny
2 łyżki wody różanej
albo 1 łyżka wody różanej i 1 łyżka wody pomarańczowej

* kubek = 250ml






Jak zrobiłam:

syrop różany:

Wodę wymieszałam z cukrem, gotowałam na małym ogniu przez kilkanaście minut, cukier powinien się całkowicie rozpuścić a syrop lekko zgęstnieć. Dodałam wodę różaną i sok z cytryny, wymieszałam i odstawiłam do wystygnięcia. Im dłużej gotujemy, tym gęstszy sos uzyskamy.

Zrobiłam zaczyn drożdżowy: wymieszałam 3 łyżki ciepłej wody ze szczyptą soli i cukru, drożdżami i 3 łyżkami mąki. Odstawiłam na 15 minut, żeby drożdże zaczęły pracować i podwoiły objętość. 
Wymieszałam zaczyn z mąką i jogurtem, żeby składniki dobrze się połączyły. Jeżeli ciasto jest za rzadkie, można dodać trochę więcej mąki, jeżeli za gęste, więcej jogurtu. Odstawiłam na 45 minut do wyrośnięcia.
W garnku dobrze rozgrzałam olej, do 170 - 175'C, nie za mocno, żeby nie spalić pączków. Przy pomocy dwóch łyżek ( ciasto jest zbyt kleiste, żeby to robić ręką ) formowałam malutkie kulki, smażyłam na złocisty kolor. Polałam syropem i obtoczyłam w nim pączki dokładnie. 
Najlepiej wyłowić pierwszego pączka i nakłuć albo rozkroić, żeby sprawdzić czy jest dosmażony w środku. Trzeba uważać, żeby nie były surowe w środku a spalone z zewnątrz.






wtorek, 19 stycznia 2016

chałka doskonała z 6 części

Pieczenie chałki jest zdecydowanie uzależniające. To trochę tak, jak obcowanie z żywym organizmem. Najpierw zaczyn drożdżowy zaczyna pracować, zabieramy się za ciasto, a drożdżowe jest bardzo przyjemne w wyrabianiu, gładkie, elastyczne, maślane. Potem rośnie i nie ma wspanialszej rzeczy w wypiekaniu niż obserwowanie wyrastającego ciasta drożdżowego. Ja zaglądam do miski co 15 minut. Czasami jest tak, że bardzo długo nic się nie dzieje, a potem nagle jest, rusza się. Wtedy już jestem spokojna, będzie wypiek.
Moja pierwsza chałka zdarzyła się dawno temu, pamiętam, jaka byłam dumna. Ciasto udało się wspaniale, wyrosło imponująco, z pieca wyszło rumiane i lśniące. Splotłam ją wtedy z trzech części, jak warkocz. Dzisiaj zrobiłam moją z sześciu, jeszcze piękniejsza.











 Składniki:

1 bardzo duża chałka, albo 2 małe

3 1/2 plus 1/2 kubki mąki pszennej
20g świeżych drożdży albo 2 łyżeczki suchych
1 plus 1/4 kubka cukru
3/4 kubka mleka ciepłego, o temp. około 30'C
2 jajka plus 1 żółtko
100g masła roztopionego i przestudzonego
1 łyżeczka soli

1 jajko rozbełtane z małą łyżeczką wody, do posmarowania
mak do posypania






Jak zrobiłam:
Rozpuściłam drożdże, świeże albo suche, w ciepłym mleku z łyżeczką cukru. Przykryłam i postawiłam w ciepłym miejscu na około 10 minut, aż zaczęły pracować.
Do miski wsypałam 3 1/2 kubka mąki, dodałam sól i cukier, wymieszałam. Pozostałe 1/2 kubka mąki zostawiłam do dosypywania. Masło wymieszałam z jajkami i żółtkiem, potem dodałam do mąki, razem z rozczynem z drożdży. Wymieszałam łyżką, przełożyłam na blat, a potem bardzo dobrze wyrobiłam, przez dobrych parę minut, gładkie ale dość luźne  ciasto, nie może być zbite ani twarde. W trakcie wyrabiania dodawałam resztę mąki, w zależności od potrzeby. Ciasto uformowałam w kulę, nasmarowałam olejem, przełożyłam do miski, przykryłam folią i odstawiłam w ciepłe miejsce na około 2 godziny, aż podwoiło objętość. W trakcie wyrastania dwukrotnie odgazowałam, czyli wbiłam w nie pięść.
Wyrośnięte ciasto podzieliłam na 6 części, z każdej uformowałam wałek długości 40cm, ułożyłam je równolegle, a potem zaplotłam chałkę. Ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia ( można też w podłużnej formie do pieczenia ), przykryłam folią i odstawiłam do napuszenia na 40 minut. Posmarowałam jajkiem, posypałam makiem i piekłam w 180'C przez 30 - 40 minut, aż była bardzo rumiana.



Zaplatanie:
1.   6 wałeczków ułożyłam obok siebie, równolegle, górne końce wszystkich 6 zlepiłam.
2.   Pierwszy wałek wzięłam do ręki, teraz zostało 5, ten w dłoni przełożyłam pod środkowym i odłożyłam na bok po lewej stronie. Ponownie wzięłam prawy do ręki, zostało 5, przełożyłam pod środkowym i ułożyłam na dwóch lewych, po lewej stronie. 
3.   Tak postępowałam, aż zaplotłam całość. Końce ściągnęłam, zlepiłam i lekko włożyłam pod spód.
Można zobaczyć na zdjęciach procedurę zaplatania u Liski KLIKNIJ.




sobota, 16 stycznia 2016

chrusty na karnawał

Pączki i chrusty, bez nich nie ma karnawału. Ile domów, tyle przepisów na najlepsze tradycyjne chrusty, chruściki, czy faworki.
Jedni wolą na smalcu, inni na maśle, z cukrem albo bez, ale muszą być ze spirytusem. Moje są na maśle i ze spirytusem, a do tego z kwaśną śmietaną. Smakują wspaniale.
















Składniki:

ilość: 2 duże półmiski, jak na zdjęciu

360g mąki pszennej
3-4 łyżki kwaśnej śmietany
szczypta soli
5 żółtek
4 duże łyżki zimnego masła, pokrojonego na kawałki
4 łyżki spirytusu ( albo czystej wódki )

olej rzepakowy do smażenia
cukier puder do posypania






Jak zrobiłam:

Mąkę połączyłam ze wszystkimi pozostałymi składnikami na ciasto, posiekałam nożem i szybko zagniotłam w miarę elastyczne ciasto. Blat posypałam mąką i rozwałkowałam ciasto na cienki placek. Pokroiłam go w paski 2.5 centymetrowe, podzieliłam każdy na około 9 centymetrowe kawałki. Po środku każdego zrobiłam podłużne, 1 centymetrowe nacięcie. Przez ten otwór przełożyłam połówkę prostokąta faworka i ostrożnie wyciągnęłam ją na zewnątrz, delikatnie pociągając ( TUTAJ zobacz jak to zrobić ).

W rondlu mocno rozgrzałam olej, smażyłam faworki na złocisty kolor. Wyłożyłam łyżką cedzakową na półmisek wyłożony ręcznikami papierowymi, żeby odsączyć z tłuszczu. Na końcu posypałam cukrem pudrem.