niedziela, 7 października 2012

7 października 2012

Rok akademicki się zaczął a życie wywróciło się do góry nogami.
Zmiany dotyczą wszystkiego, a więc rytmu dnia, czasu wolnego, obowiązków, długo by wymieniać, ale przede wszystkim braku w moim otoczeniu osób, z którymi byłam związana od lat i które są mi bardzo bliskie.
Nie wchodząc w szczegóły i powody, moja kochana Małgonia wylądowała na Szmaragdowej Wyspie, dołączając do swojego ukochanego Maćka czyli Gacka.
Nie to, żeby Małgonia była z tego powodu nieszczęśliwa; w sumie czas przed wyjazdem spędziła na czekaniu na jego przyjazd, wyrywaniu się tam, a potem tęsknocie całymi tygodniami.
Gdyby nie to, że jej tak nagłą i radykalną decyzję wymusiły czy przyspieszyły pewne niekorzystne okoliczności, byłoby świetnie.
Małgonia zjechała niedawno z kilkudniową wizytą i dotarło do mnie, jak bardzo mi jej brakuje.
Ale ja nie o tym chciałam, o chlebie miałam pisać.


CHLEBY ZE SZMARAGDOWEJ WYSPY





Niestety, to nie moje wypieki, chociaż wkrótce, mam nadzieję, będą. Oczywiście, nie tak piękne i profesjonalne.
Maciek wypieka te chleby na Wyspie Szmaragdowej.
Nie jest to łatwa sztuka. Wymaga czasu i cierpliwości, a przede wszystkim wiedzy; nauki Maciek pobierał u Artisan Bakers, a pieczeniem zajmuje się już od długiego czasu.
Ten cudny chleb to wypiek na zakwasie.




Zakwas drożdżowy prawdziwy hoduje się przez długi czas. Maciek ten swój hoduje już 12 miesięcy!
Pieczenie chleba to cała filozofia.

Robię lekki przeskok myślowy, ale nie bez celu.
Pisałam o mojej miłości do biegów długodystansowych. Lubię ten czas tylko dla siebie, kiedy wiem, że nic ani nikt mi nie przeszkodzi, kiedy ciało dochodzi do stanu równowagi, umysł również. Myśli się porządkują, stopy coraz rytmiczniej pracują, a w miarę wydłużania się dystansu biegnę coraz lżej i szybciej.
Koniec biegu to euforyczna radość z dokonania czegoś, ukończenia, bycia u celu.
Myślę, że pieczenie chleba można porównać do biegu; jest to zdecydowanie zadanie długodystansowe.

Bardzo lubię wypieki drożdżowe; magię wyrastania ciasta, sekretnego powiększania objętości pod ściereczką, a potem jeszcze puchnięcie w piecu. A wszystko to te drożdże, które mają ogromną moc sprawczą.
Maciek wie wszystko na temat pieczenia chlebów, wie, jaka mąka, co z tym zakwasem, i pewnie mnóstwo innych rzeczy, o których ja nie mam nawet pojęcia. Jeszcze, bo mam zamiar nauczyć się od niego, jeżeli mi pozwoli, no i będę o tym pisać.








  


11 komentarzy:

  1. znam ten ból, moje życie wywraca się do góry nogami od jutra, eh ;/ jak ja nie lubię poniedziałków ;p
    pozdrawiam,
    Szana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie lubię takich pożegnań, nie lubię, gdy ukochane osoby są daleko ode mnie. ale może właśnie tylko tam mogą być naprawdę szczęśliwe? jeśli tak to niech tak będzie, ja wytrzymam, ich szczęście jest ważniejsze od mojej tęsknoty.
    trzymaj się, Maja! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. chleb jak z bajki. :) cudowny. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjazdy, rozjazdy, skąd ja to znam? Całe moje życie do pewnego momentu było stałym przemieszczaniem się.

    Wspaniały chleb.

    OdpowiedzUsuń
  5. wygląda jak milion dolców :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny kształt tych bochenków ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podzielam i twoją miłość do biegów i do drożdżowych wypieków. Chleby wyglądają znakomicie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale bałagan w tym Twoim poście ;D - super się to czyta - że studia, że Małgonia, że biegi, że zakwas... - ekstra. Cudne chleby. Narobiłaś mi apetytu, idę obudzić zakwas!

    OdpowiedzUsuń